„Jądro szaleństwa-księga lęku” (4)
Naga dziewczynka na koniu kazała mi iść na plac.
Poszedłem tam. Spostrzegłem ludzi, którzy grali w kule. Rzucali je i
łapali za pomocą grubej gumy. Kiedy przechodziłem przez plac, wszyscy
zaprzestali gry i śmiejąc się wytykali mnie palcami. Wtedy zacząłem biec,
a oni rzucali kule, które toczyły się po ziemi niedaleko ode mnie, ale
mnie nie dosięgły. Były z żelaza.
Puściłem się biegiem na ślepo w pierwszą ulicę. Po chwili zrozumiałem,
że wszedłem w zaułek bez wyjścia. Powróciłem na plac.
Jakiś koń zaczął mnie ścigać; ukryłem się za drzewem o kilku pniach,
żeby przed nim umknąć. Koń rzucił się na mnie, ale uwiązł w drzewie,
konary zacisnęły się na nim. Podniosłem oczy i ujrzałem nagą
dziewczynkę.
Starałem się wyswobodzić konia; ugryzł mnie w rękę i wyszarpnął część
nadgarstka. Zarżał, jakby się śmiał. Ludzie zaczęli rzucać we mnie
żelaznymi kulami, a naga dziewczynka na koniu chowała twarzyczkę, żeby
się nie zdradzić, że pęka ze śmiechu.