Ta oto godzina
Zamarły róż okrzyki ku słońcu w wyżynie,
I lasów rozechwianych śpiew – o samym śpiewie –
Szmer przykazań miłosnych w płomienistym krzewie –
Wszystko nagle zamarło w tej oto godzinie!
A życie wśród zamarłych tak łatwo się płoszy,
Że samochcąc przelana domyślnym strumieniem
Krew własna – purpurowym jest tylko stwierdzeniem
Tego, co już się stało!… – O, stwierdzeń rozkoszy!…
Twój wybraniec, dbający o cześć swej korony,
Na miecz ją w swoich ogniach przetopił samotnie,
I miecz, ostrzem ku światu tak długo zwrócony,
Zwróci teraz ku sobie natychmiast, bezzwrotnie!…
Lecz jarzma wyczekiwań nie wdzieje na szyję,
Nikomu nie zawdzięczy przepychu swej męki!
Choć życie przyjął z ręki jakiegoś: „Niech żyje!” –
Śmierć – ów pokarm ostatni – przyjmie z własnej ręki!
Śmiało w ślepie zaziera szalonej ochocie
On, co więcej zdobywa, aniżeli traci!
Niech mu dusza nie będzie leniwą w odlocie!
Niech się serce o jeden miecz jeszcze wzbogaci!
Bo może w tej godzinie, w tej najmniej zwodniczej,
Znajdzie w sobie godnego swej napaści wroga,
I rażąc siebie mieczem, spragnionym zdobyczy,
W piersi własnej własnego dorąbie się boga!