Wiersz o szukaniu
Ile rąk, ile spojrzeń,
ile melodii trzeba w śnie –
Nie wiem ja i ty nie wiesz,
i nikt wiedzieć nie może,
ile rąk, ile spojrzeń,
ile melodii –
kto wie?
Czy na łodydze z zapachu i barwy,
czy na liściu płaskim, który wyrzeźbił wiatr
i czy naprawdę zielonym blaskiem, czy naprawdę –
przez jedną chwilę czy przez wiele lat?
A przez westchnienia leniwych żmij
zwiniętych płasko w księżycowej mgle,
a przez usta syczące jeżyn,
a przez kwiaty wysokie i prężne
iść źle.
Więc śpij –
Czy wcześniej, czy później nocą ci się przyśni
koronkowy fosforyczny kształt –
Nikły płomyk leśny biały sen wyciśnie
i obudzisz się z otwartą dłonią, jakbyś zerwać i pogonić chciał.
Więc śpij –
Pożeglujesz powiekami wstecz
i ramiona wyrzucisz za krawędź –
a tam – z puchu księżycowy mlecz
tańczy w igłach drzew chwiejnych i barwnych.
Mchy spienione suną jak obłoki
przygwożdżone łodygami grzybów –
nie odróżnisz – płomyk jest podobny
do malutkich owadów nieżywych.
Pożeglujesz powiekami naprzód
i ramiona utulisz jak dziecko –
może zawołasz do kwiatu, lecz nie odpowie ci na to –
i zapłaczesz
w księżycowym mleczu.
Ale to nic, tak trzeba,
tak trzeba, abyś nie wiedział,
ile rąk, ile spojrzeń,
ile melodii w śnie –
aby znaleźć, aby dotrzeć
i oprzeć powieki najprościej
o koronkowy fosforyczny kształt.
Więc śpij –
Przecież nikt wiedzieć nie może,
a ty byś chciał?