Odpowiedź
Bóg odpowiada moim potępieniem! Jestem unicestwiony
poezja wytarta z płomienistej płyty nagrobnej
moim kłamstwom odpowie robak w moim uchu
moim wizjom ręka co zamknie mi powieki bym
nie widział własnego szkieletu
mojej tęsknocie bycia Bogiem drżące mięso owłosionej szczęki
które pokrywa mą czaszkę jak skóra potwora
Żołądek rzyga winem duszy, trup na podłodze
bambusowej chaty, mięso ciała pełznie
w stronę swego losu, koszmar rośnie mi w mózgu
Brzęczący hałas wszelkiego stworzenia, które wielbi Zabójcę swego;
świergot
ptaków w Nieskończonym, szczekanie psów
jak odgłos rzygania, żaby rechoczą Śmierć wśród drzew
Jestem Serafinem i nie wiem ku czemu wchodzę w Próżnię
Jestem człowiekiem i nie wiem ku czemu wchodzę w Śmierć
– Chryste Chryste biedny bez nadziei
przybity do Krzyża między Wymiarami –
by ujrzeć Niepoznawalne!
martwy gong wibruje w ciele i rozległy Byt wchodzi
w mój mózg z oddali która żyje wiecznie
Nic prócz Boga tego nie utrwali! Jego Obecność
w Śmierci, Obecność przed którą nie ucieknę
zmienia mnie z Allena w Czaszkę
Starą Jednooką pełną snów wśród których nie budzę się lecz umieram
– ręce wciągnięte w mrok straszną Ręką
– ślepe ruchy robaka, cięcie – łopata jest Bogiem samym
Cóż za kłąb spotworniałych ciemności sprzed
początku świata wrócił mnie nawiedzić niosąc ślepy rozkaz!
mógłbym opróżnić tę świadomość, uciec
do miłości w Nowym Jorku; i zrobię to,
biedny żałosny Chrystus zlękniony przepowiednią Krzyża,
Nieśmiertelny —
Uciec ale nie na zawsze – Bóg nadejdzie, godzina nadejdzie,
dziwna prawda wkroczy we wszech świat, śmierć
jak dawniej ujawni, że Jest
a ja będę rozpaczał, że zapomniałem! zapomniałem! mój los powróci,
choć umrę od tego
Cóż jest święte, gdy całym wszechświatem jest Rzecz?
wpełza w każdą duszę jak narząd wampira śpiewający
przy księżycu wśród chmur —
ja biedna istota przykucam pod brodatymi gwiazdami na mrocznym polu
w Peru by
zrzucić swój ładunek – Umrę ze strachu, że umieram!
Nie tamy czy piramidy lecz śmierć a nam trzeba się gotowić
na tę nagość, biedne kości wyssane do sucha Jego długimi ustami
mrówek i wiatru, nasze dusze zabite dla przygotowania
Jego Doskonałości!
Nadeszła chwila, On odkrył swą wolę na zawsze
i żaden odlot w dawny Byt dalszy niż gwiazdy
nie znajdzie schronienia w tym ciemnym rozchwianym porcie
nieznośnej muzyki
Nie ma ucieczki w Siebie, skoro stoję w płomieniach
ani w Świat wydany na Jego bomby i Pożarcie!
Rozpoznać Jego moc! Puść
moje ręce – moją czaszkę przerażoną
– bo wybrałem miłość do samego siebie –
– swoich oczu, nosa, twarzy, penisa, duszy – a tu
Niszczyciel bez twarzy!
Bilion drzwi do tego samego nowego Bytu!
Wszechświat wywraca się na nice by mnie pożreć!
i potężny wybuch muzyki nadbiega zza nieludzkich drzwi