Dalekie świtanie
Dalekie świtanie
Z oddali światło. Strach. I coś się złego niesie.
Ciało, ma obłuda, wciąż rytmem chce mnie wołać,
broniącym przed klęską. Wy się zasłuchujecie
i nie słyszycie nic. Tylko zarys. Zmierzch. Bojaźń.
Przetrę oczy. Czuwam. Na łyżeczce do kawy
W kroplach sen mój czeka wciąż, aż go do ust przytknę.
Jest blisko, tuż obok. Nie mogę zdradzić nawet,
co mi powiedziała, najskromniejszej modlitwie:
jak mam się rozwidnić? Rozmyśla o jutrzence
ciało, ma obłuda, w którym coś może wskrzesi
jakaś knajpka, która mnie wzywa w swoje ręce.
Z oddali światło. Strach. I coś się złego niesie.
Tłum. T. M. Larczyński
Daleké svítání
Vzdálené světlo. Strach. A cosi zlého nese.
Tělo, má přetvářka, to napovídá rytmy,
jež oddalují pád. Vy zaposloucháte se
a neslyšíte nic. Jen náznak. Úzkost. Přítmí.
Promnu si oči. Bdím. A na kávové lžičce
muj spánek po kapkách čeká, až vezmu jej.
Krátce a blízce je. Nemohu modlitbičce
svěřit, co slyšel jsem, že řekla: poslouchej,
jak se mám rozednit? Myslí si na jitřenku
tělo, má přetvářka, nad kterou smiluje se
nějaká hospůdka, která mne volá zvenku.
Vzdálené světlo. Strach. A cosi zlého nese.