Pogrzeb
Ktokolwiek w całun owinie mnie biały,
Niechaj nie rusza Włosów splecionych, które opasały
Jedno z mych ramion: w nich tai się Dusza
Zewnętrzna i widoma, Przez tamtą, która w niebiosa odbiegła,
Namiestnikiem zrobiona, By członków, jej prowincyj, przed rozpadem strzegła.
Bo skoro nić ta, co z mózgu spływała
W dolne rejony, Zszyć mogła w całość wszystkie cząstki ciała –
Pęk włosów, niegdyś do góry pędzony
Z mędrszego mózgu woli, Scali mnie lepiej; choć w nich mógł być dany
Znak, że zaznam niedoli Nie mniejszej niż skazańcy, zakuci w kajdany.
Chcę, by te włosy ze mną w grób zanieśli:
W miłosnej męce Umrę, a stąd i bałwochwalstwo, jeśli
Męczeńskie szczątki trafią w czyjeś ręce;
Tak jak było pokorą Dorównywanie Duszy własnej w niebie,
Jest zuchwalstwem, że skoro Ona mnie nie ocala – ja cząstkę jej grzebię. Przełożył
Stanisław Barańczak