Bal w operze
I zrzucony jest smok wielki, wąż on starodawny, którego zowią diabłem i
szatanem, który zwodzi wszystek okrąg świata. Zrzucony jest na ziemię i
aniołowie jego z nim są zrzuceni… (XII)
Chodź, okażęć osądzenie onej wielkiej wszetecznicy, która siedzi nad
wodami wielkimi. Z którą wszeteczeństwo płodzili królowie ziemi i upili się
winem wszeteczeństwa jej obywatele ziemi. I odniósł mię na puszczę w
duchu. I widziałem niewiastę, siedzącą na szkarłatno-czerwonej bestii
pełnej imion bluźnierstwa… A ona niewiasta przyobleczona była w purpurę
i szkarłat, i uzłocona złotem i drogim i perłami, mając kubek złoty w swej
ręce, pełnej obrzydliwości i nieczystości wszeteczeństwa swego… I
widziałem niewiastę onę pijaną krwią świętych i krwią męczenników
Jezusowych. A widząc ją, dziwowałem się wielkim przedstawieniem…
(XVII)
Potem słyszałem głos wielkiego ludu na niebie, mówiącego: Alleluja!
Zbawienie i chwała, i cześć i moc Panu, Bogu naszemu. Ba prawdziwe i
wielkie są sądy Jego, iż osądził wszetecznicę onę wielką, która kaziła
ziemię wszeteczeństwem swoim, i pomścił się krwi sług swoich z ręki jej.
(XIX)
1
Dzisiaj wielki bal w Operze!
Sam Potężny Archikrator
Dał najwyższy protektorat,
Wszelka dziwka majtki pierze
I na kredyt kiecki bierze,
Na ulicach ścisk i zator,
Ustawili się żołnierze,
Błyszczą kaski kirasjerskie,
Błyszczą buty oficerskie,
Konie pienią się i rżą,
Ryczą auta, tłumy prą,
W kordegardzie wojska mrowie,
Wszędzie ostre pogotowie,
Niecierpliwe wina wrą,
U fryzjerów ludzie mdleją,
Czekający za koleją,
Dziwkom łydki słodko drżą.
Na afiszu – Archikrator,
Więc na schodach marmurowych
Leży chodnik purpurowy,
Ustawiono oleandry,
Ochrypł szef-organizator,
Wfraczony krepy mandryl,
Klamki, zamki lśnią na glanc,
W blasku las ułańskich lanc,
Szef policji pierś wysadza
I spod marsa sypiąc skry,
Prężnym krokiem się przechadza…
Co za gracja! Co za władza!
Co za pompa! Jezu Chry…!
Zajeżdżają futra, fraki,
Lśniące laki, szapoklaki,
Uwijają się tajniaki
W paltocikach Burberry.
Szofer szofra macią ruga,
Na tajniaka tajniak mruga…
– No jadź, jadź! Będziesz tu stać?
Caf się, frrruwa twoja mać!
Zajeżdżają gronostaje
I brajtszwance,
Barbarossy, oxensterny
I braganze,
Zajeżdżają Buicki, Royce’y
I Hispany,
Wielkie wstęgi, śnieżne gorsy,
Szambelany,
I buldogi pełnomocne
I terriery
I burbony i szynszyle
I ordery
I sobole i grand-diuki
I goeringi,
Akselbanty i lampasy
I wikingi,
Admirały, generały,
Bojarowie,
Bambirały, grubasowie,
Am!
Ba!
Sado!
Rowie!
Hurra, panowie!
Hurra, panowie!
Hurra, panowie!
W szatni tłok,
W lustrach – setki,
Potrzaskuja damskie torebki,
Każda poprawia, każda zerka –
I boty! Numerek! Bez numerka!
I jeszcze pudrem
I jeszcze usta
I lustro lustrem
I znów lustra
I już – do loży – która? druga…
Na tajniaka tajniak mruga,
Na lewo, na prawo, na le, na pra,
A w środku już orkiestra gra,
Orkiestra gra! Orkiestra gra!
Ostro gra orkiestra-kiestra,
Z czterech rogów, czterech estrad
Pryska extra bluzgi grzmiące,
Miedzią pluska i mosiądzem –
I bac! w blask, w oklaski, brawo,
W drgawki metalową lawą
I jazz w blask brzmiąc furioso
– I nagle duszną tuberozą
W krew, w nozdrza placadiutanta
(Tempo: szampan, szatan, szantan)
I już – wziąć, i już – udami
I już – da mi! da mi! da mi!
I chuć – wskok, i wzrok – kastetem
I pod żyrandol piruetem –
solo! solo! małpa! nie po…!
buch magnezja foto ślepo
uda uda da mi da mi
gene orde dzwoni rami
zęby śmiechem do maestra
i gra orkiestra, gra orkiestra!…
2
Ze swych wież astronomowie,
Zapatrzeni w gwiezdne mrowie,
W teleskopach cud ujrzeli:
Małpy biegły przez firmament!
W zodiakalnej karuzeli
Apokaliptyczny zamęt
Na przystankach dawnych zwierzat
Siadło szpetnych małp dwanaście
I zaczęły małpi nierząd
W planetarne siać przepaście.
Obręcz niebios w pęd szalony
Złe puscily małpiszony,
Skaczą, kręcą się, iskają,
Jak za kratą swojej klatki,
I czerwone pulchne zadki
Ziemi, krążąc, wystawiają.
Nie ma już niebieskich znaków!
Małpa toczy się w zodiaku!
I wisząca ciężką zmorą
Nad tą groźną nocą gwiezdną,
Każe tańczyć gwiazdozbiorom,
Gdy małpiarzy diabli biorą,
Diabli biorą, diabli wezmą!
3
A na scenie Satanella
Chwyta gwiazdy w tamburino,
Tarantella, tarantella
Meteorów serpentyną,
Satanella – młynek rtęci,
Satanellę niebo kręci
Mgławicową pienną plamą,
Satanella – blasku smuga
I oblana srebrną lamą
Bystrych bioder centryfuga!
…Z satyrycznym erotyzmem
Na tajniaka tajniak mruga.
Satanellę księżyc porwał,
Wzniósł ze sceny w niebo sine
I nad placem teatralnym
Znowu zawisł tamburinem.
A tu dalej wrą w zabawie,
I na scenie, rosnąc w blaski,
Wybuchają białe pawie
Ogniomiotem zórz bengalskich,
Rozigraną wbiega swora
Tłum różowych ąwiń z maciorą
I kakuczą i macziczą
I jak zarzynane kwiczą,
Aż tancerzy diabli biorą
diabli biorą
diabli biorą!
Patem księżyc nad Taiti
I gitary nad Haiti,
Potem śpiewa Włoch Tęsknotti
Zakochane totti-frotti,
Potem duo Pitt and Kitty,
Klowny się po pyskach piorą
I śpiewają:
I am Pitty
I am Pitt
I love you Kitty,
Aż tancerzy diabli biorą
diabli biorą
diabli biorą!
„Patrz go, jak wariata struga”,
Na tajniaka tajniak mruga.
Brzuchem do czarnego gacha
Babilońska trzęsie swacha,
Chrzęszcząc w drgawkach, z małpim krzykiem,
Bananowym nabiodrnikiem,
Centaur wlazł na Centaurzycę,
Dęba stanął koń w muzyce
I oderżał arię końską,
Mierząc w swachę babilońską,
A wbasenie pełnym syren
Kozłonogi pływa Sylen.
Brawo! brawo! brawo! brawo!
Jazz – zamiecią, dym – kurzawą,
Sześć tysięcy w jedno ciało
Zrosło sięi oszalało!
Hucznie, tłusto, płciowo, krwawo,
Brawo! brawo! brawo! brawo!
Płciowo, hucznie, tłusto, biało,
Mało! mało! mało! mało!
I po piętrach, i przez schody
Opętanym korowodem,
Piekłem, żarem, pląsem, tanem,
Gąsienicą – Lewiatanem,
Pterofiksem, Kikimorą,
Archimałpą, Zadozmorą,
Szampankanem, Pankankanem
grzmocą w tempie obłąkanem,
Tak że wszystkich diabli biorą
diabli biorą
diabli biorą!
4
Przy bufecie – żłopanina,
Parskanina, mlaskanina,
Burbon z młodym Rastakowskim
Serpentynę flaków wcina,
Na talerzu Donny Diany
Ryczy wół zamordowany,
Dżawachadze, prync gruziński,
Rwie zębami tyłek świński,
Szach Kaukazu, po butelce
Rumu cum spiritu vini,
Przez pomyłkę tknął widelcem
W cyc grafini Macabrini,
Rozdzierane kaczki wrzeszczą,
Tłuszczem ciekną, w zębach trzeszczą,
A najgorzej przy kawiorze:
Tam – na zbój, tam – na noże,
A jak złapią – szczerzą zęby
I smarują głodne gęby
Czarną mazią jesiotrową,
A bieługi białe kłęby
Żrą od razu na surowo,
Bo to dobrze, bo to zdrowo!
(„Bycza, bracie, rzecz bieługa!”
Na tajniaka tajniak mruga.)
Ćwierciomirski z Podhajańca
Sarni udziec wziął do tańca,
Esterhazy, w sztok zalany,
Zrobił z wędlin przekładańca
I na wszystkie strony pchany
Klaps go w talerz Donny Diany,
W ostry sos – więc ryk pijany,
Śmiech prezesów i burbonów —
A nad wszystkim – pułk garsonów
Fruwa zmotoryzowany.
W okolicznych hotelikach
Całą noc robota dzika,
Seksualny kontredansik:
Na momencik, na kwadransik,
Na portiera tajniak mruga:
Portier – owszem, portier – sługa,
Ta w woalu, tamta w szalu,
Na kwadransik, prosto z balu,
Na momencik, ot przelotem,
Szybko – i na bal z powrotem:
Rotmistrz Rewski z miss Lenorą,
Oxenstierna z panną Fiorą,
Borys Silber z księżną Korą
Na kwadransik, szofer! wio!
Potem znów ich diabli biorą
diabli biorą
diabli biorą.
W wir tej nocy diabli biorą,
Roztańczeni diabli bio —!
Rąbią w ziemię Buicki, Royce’y,
Akslebanty, śnieżne gorsy
I buldogi i terriery,
I szynszyle i ordery,
Generały i wikingi,
Admirały i goeringi,
Bambirały, bojarowie
Deteringi –
Am!
Ba!
Sado!
Rowie!
Raz!
Dwa!
Hurra, panowie!
Brawo, panowie!
Mało, panowie!
…Raz…Dwa…Druga, panowie…
5
Na ratuszu bije druga,
Na tajniaka tajniak mruga,
Na widowni i w sznurowni,
I pod dachem i w kotłowni,
I pod sceną i w bufecie,
Na galerii i w klozecie,
W kancelarii i w malarni,
W garderobach i w palarni,
I w dyżurce u strażaka
Mruga tajniak na tajniaka…
Poziewując, siedzą w szatni
Czterej z gliny, dwaj prywatni,
Poziewują, pogadują,
Przechadzają się, pogwizdują,
Pogwizdują, przechadzają się,
Swym kamaszkom przyglądają się.
Słowikowski z trzeciej śledczej
Mówi, że mu w żółtych letczej,
Czarne palą jak cholery,
A najgorzej – to lakiery.
Macukiewicz z jedenastki
Patrzy w szpice, widzi gwiazdki:
Dobra pasta, połysk śliczny,
Całkowicie elekstryczny.
Szulc z ósemki ma giemzowe:
„Powiedz, Czesiek, nie jak nowe?
Drugi rok na co dzień noszę
A raz fleki dałem – proszę!”
Wańczak z piątki, zwany Blindzia,
Chwali pastę marki „India”,
Popatruje, pogwizduje:
Udibidibindia, udibindia.
Krukman (karniak) nosi nowe
Stebanowe, orzechowe.
Ziewa – „daj płaskiego, Blidzia…”
Udibidibindia, udibindia.
6
Już z ratusza bije trzecia,
Senne pola dreszcz obleciał,
Dzień się rodzi.
Brzask przez szarość się przedziera,
Owoc słońca krwi nabiera,
Zaszeptały wiewem brzozy,
W zagajniku ptaszek gwizdnął…
Do stolicy jadą wozy
Z zielenizną.
Jadą wozy, poskrzypują,
Ludzie drzemią, poziewują,
Brzozy błyszczą białą korą,
Wiatr przez owies przeszeleścił,
Jadą wozy wczesną porą
Do przedmieści.
Trąbi auto ciężarowe,
Wozy mija
I na długo kurz różowy
Z szosy wzbija.
Chłopki suche i dostojne
Idą szosą.
Idą boso i na przedaj
Masło niosą.
Zapiał kogut, za nim drugi,
Potem trzeci,
Na pastwiska bydło gnają
Małe dzieci.
Przetrąbiło drugie auto
Ciężarowe,
Chłop prowadzi kulejącą
Krowę.
Skrzypią wozy, przewalają się
Z boku na bok,
Ludzie w chatach przewracają się
Z boku na bok.
Chrapie w rowie, twarzą w trawę,
Ktoś pijany,
Na pastwisku podryguje
Koń spętany.
Na kościele niebijące
Wiszą dzwony,
Suche pęki ziół pod krzyżem
Ogrodzonym.
Jakiś duży wyszedł w gaciach
Przed zagrodę,
Mruży oczy i tarmosi
Ostrą brodę.
A tam dalej stoi szkoła
Murowana,
W szkole mapa, bardzo pięknie
Malowana.
Na ćwiczenia idą żołnierze
Z karabinami…
„…że na tobie giną, że na tobie giną
chłopcy malowani…”
Skrzypią wozy, przelewają się,
Pozgrzytują…
„…W mieście tera rymbarbarum
Dużo kupujom”.
Skubią trawę białe kozy
Wymioniaste.
W sinym dymie, w złotym pyle
Dzień nad miastem.
Owoc pękł – i mokrym świtem
Oróżowił miejską ziemię.
Zawieszony pod sufitem
W żyrandolu tajniak drzemie.
7
Przez ul. Zdobywców,
Przez Annasza, Kajfasza,
Przez Siwą, przez św. Tekli
I Proroka Ezdrasza,
Przez Krymską, Kociołebską,
Przez Gnomów i przez Dziewic,
Przez Mysią, Addis-Abebską
I Łukasza z Błażewic,
Przez Czterdziestego Kwietnia,
Przez Bulwary Misyjne –
Jadą za miasto wizy
Asenizacyjne.
Z facjatki budy drewnianej
Tłusta panna wygląda:
– Która godzina gówniarzu?
– Piąta, kurwo, piąta…
I przez puste ulice
Jadą dalej i dalej.
Panna przed siebie patrzy
I papierosa pali.
Widzi dom czerwony,
Nowo zbudowany,
Ludzie już mieszkają
W nieotynkowanym.
W jednym oknie gąsiory
Z wiśniakiem i jagodnikiem,
Za oknem wietrzyk igra
Różowym balonikiem.
Na żelaznym balkonie
Łbem na dół wisi zając,
Łąkę przewróconą
Jeszcze oglądając.
Pan w spodniach, ale boso,
Na drugi balkon wyszedł,
Ziewa, patrzy na niebo,
Szelki mu z tyłu wiszą.
Chaplin, z dykty wycięty,
Krzywo stoi przed kinem.
Przejechał na rowerze
Policjant z karabinem.
Na potłuczonej szybie
Sklepu z konfekcją „Lolo”
Widać kawałek gazety:
Litery IDEOLO…
Widać blachę z napisem:
Golenie 20 gr.
Strzyżenie 40 gr.
Manikir 60 gr.
Przeleciała taksówka,
Podskakując w pędzie,
Jedzie gruby z wędką,
Ryby łowić będzie.
Z piwnicy wędliniarza
Gorąca para wali.
Panna patrzy przed siebie
I papierosa pali.
8
Nocą – tylko w kasach kolejowych
Beznamiętnie
Ciurkające,
Zaspane,
A szulerniach gejzerem gorączkowym,
A w burdelach – nieodżałowane,
Na dancingach – syczące szampanem,
Wytrysnęły z brzaskiem dnia – kipiące,
Zapienione, robaczywe pieniądze.
Z portmonetek, szuflad, kieszeni
Do kieszeni, szuflad, portmonetek,
Za chleb, za tramwaj, za gazetę,
Za lekarstwo, za szpinak, za siennik,
Do kas i z kas,
Za wóz i przewóz,
Do miasteczka z miasteczka,
Do województw z województw,
Za mleko, za gaz,
Za zwierzęta, za las,
Do banków, straganów, sklepików i kas
I z kas, i z banków, straganów, sklepików,
Do kelnerów, lekarzy, oficerów, rzeźników
I znów do lekarzy, rzeźników, kelnerów,
Od zdunów, monterów, do stolarzy, szoferów,
Za kurs, za stół, za golenie, za drut,
Za sól, za ząb, za cegłę, za but,
Od ślusarza do księdza, od księdza do szklarza,
Od szklarza do szewca i znów do ślusarza,
I znów
I znów
I jeszcze raz,
Za bilet, za nóż, za wodę, za gaz,
Za armatę, musztardę, podkowę, protekcję,
Za ślub, za grób, za schab, za lekcję,
Za klej, za klamkę, za klops, za kliszę,
Za papier, na którym te wiersze piszę,
Za pióro, atrament, za czcionki, za druk,
Za bombę, za śledzia, za radio, za bruk,
I poecie – za dar, za nazwisko, za czas,
I wszystkim za wszystko, z kieszeni do kas
I z kas do kieszeni, na wszystkie strony,
Rozdrobnione na grosze, spęczniałe w miliony,
Labiryntem i mrowiem, kołowrotem splątanym,
Chaosem kierunków i linii pijanych,
Buchające i schnące, znikające, rosnące
Zakrążyły diabelsko robaczywe pieniądze.
Adiutanci poczynań i działań, i dziejów,
Atakują Verdun, atakują Pociejów,
Płyną na Celebes transatlantykiem
I płyną rynsztokiem ulicy Dzikiej.
Bułka – grosz,
Wojna – miliard:
Cyk!
Buch!
Zgierz:
Asyria.
„Silni jednością,
Silni wolą
Czuj
Duch”
IDE
OLO
Wije się Lewiatan zły,
W srebrne szczury, wijąc się zmienia,
Drobnieje w bilon pcheł i wszy,
I znowu w szczury zrastają się pchły,
Grosze i wszy srebrzeją w kieszeniach
I znów wypełzają szczurami szaremi,
Za nami, przed nami, biegają po ziemi,
I jak papier wyschnięty, szeleszczą, szurają
I znów się w złotego potwora zlewają,
Co płodzi się, ciekąc przez siła i miasta,
Rozłazi się w pędzie, rozpada i zrasta,
I krąży, miliardząc, od biesa do czorta,
Od czorta do diabła, rozpłodem łapczywym,
I ciągnie, i wre trędowata eskorta,
Skacze i plącze się konwój parszywy.
9
Jadą ze wsi wozy
Aprowizacyjne,
Jadą na wieś wozy
Asenizacyjne.
Przy rogatce się minęły
Pod szlabanem,
Jak kareta ślubna z karawanem.
Przyjechała na targ zielenina,
Przyjechał nawóz na pole,
I zaczęła nowy dzień ojczyzna,
Zeby pełnić posłannictwo dziejowe
I odegrać historyczną
Rolę.
10
Rozmyślając głęboko nad rolą
Dziennikarze szybko pisali:
– ideolo – ideolo – ideolo –
A tancerzy w hucznej sali
Jeszcze ciągle diabli brali
diabli brali
diabli brali
A już ludzie pracy wstali:
W rzeźniach bydło zabijali,
Karabiny nabijali,
Interesy ubijali,
Wrogom zęby wybijali,
Wrogom czaszki rozbijali
I do krzyża przybijali,
Na stalowy pal wbijali
I do grosza grosz zbijali
I banknoty odbijali,
Odbijali, odbijali –
Precz z niedolą! Precz z niewolą!
Nad poziomy! W lot i w polot!
Czas uderzyć w czynów stal!
Ideolo – ideolo –
Udał się ten piękny bal!
Ideolo – ideolo –
Czynem! duchem! wiarą! wolą!
Hej do walki! zniszczyć nędzę!
Kupą, kupą ku potędze!
Czynu! czynu! nic po słowie!
Ducha! ducha! więc po głowie!
I kolbami, i salwami
Ka
Ra
Bino
Wymi!
Hurra, panowie!
Ducha, panowie!
Czynu, panowie!
Raz! Dwa! Solo! Solo!
Z panną Tiutką graf Ramolo!
Hop! siup! W dziejowej skali,
– ali, – ali, – ali, – ali,
I zecerzy w całym państwie
Czcionki gigant układali
IDEOLO, IDEOLO
Ideolo ideali
Lari fari lafilindia
Udibidibindia, udibindia!
Da mi! da mi! Z Olą Tolo
Barszczyk piją, wódę golą,
A maszyna wali, wali:
IDEOLO, IDEOLO
malo malo solo solo
malo solo malo brawo!
Kawa z rumem, koniak z kawą,
Piękny Dusio z panną Violą
Pod schodami się certolą
I wesoło na bulwarze
Pokrzykują gazeciarze:
„Wielki bal z dziejową rolą!”
„Dzisiaj strrraszne ideolo!”
„Kurrr Stołeczny Fioletowy”
„Kurrr dzisiejszy; Kurrr dziejowy!”
„Ideoo za dziesięć groo!…”
„Bal w Operze! Katastroooo!”
„Kurrr Poranny z opisami!”
Kurdesz grzmi nad kurdeszami!
11
Płynie na czcionki drukarska farba:
IDE
OLO
„Ile
rebarbar?”
Karna
Kadra
Ducha
Czynu
„Poproszę za dziesięć groszy kminu”
Miecz
Krzyż
Duch
Dziejów
„Proszę za dziesięć groszy kleju”
Ducha
Dziejów
Karne
Kadry
„Proszę za dziesięć groszy musztardy”
Czerep rubaszny
Paw narodów
„Proszę za dziesięć groszy lodów”
Jeden
Tylko
Jeden
Cud –
„Ober, jeszcze butelkę na lód!”
I bac! bac!
I plac opustoszał,
I do bramy wloką truposza.
I bac, bac zza rogu, z sieni,
I w bruk, w bruk tętniącemi
Kopytami bac po głowie
Ka
Wa
Le
Ryjskiemi!
Raz!
Dwa!
Hurra, panowie!
Mało, panowie!
Brawo, panowie!
I bac, bac!
Słońce na ziemi!
Człowiek na ziemi!
I krew na ziemi!
I bac jazz!
I gra orkiestra
Z czterech rogów
Z czterech estrad
Z czterech rogów
IDE
OLO
A tancerzy diabli biorą!
Bo patrzcie! patrzcie, jaka sensacja!
Brawo dyrekcja! Co za atrakcja!
Gąsienicą hipopotamową,
Glistą, na miarę przedpotopową,
Na salę wpełza tłusty Jaszczur,
Czołg złotociekły, forsiasty praszczur:
Szczurząc i wsząc, i pchląc wspaniale,
Książę Karnawał wjeżdża na salę!
Tajniaki z tyłu, tajniaki na przedzie,
Mlaskiem, człapem, wijąc się jedzie,
Pełznie smoczysko – a na nim okrakiem
Goła, w pończochach, w cylinderku na bakier,
Z paznokciami purpurowymi,
Z wymionami malowanymi,
Z szmaragdowym monoklem w oku,
Z neonową reklamą w kroku,
Skrzecząc szlagiera:
„Komu dziś dać?
Komu dziś dać?
Komu dziś dać!”
Wierzga na gęstym pieniężnym potoku
Promieniejąca Kurwa Mać!
I nagle – kotłującym ściskiem
Rzuciła się sala z piskiem, wizgiem!
Pianą zieloną pryska z pyska,
Kopie, szarpie, krzesłami ciska,
Tratuje, gryzie wściekłymi kłami,
Nożami błyska, tłucze pałkami,
Na zakrwawionym śliskim parkiecie
Tarza się, tapla się, dusi i gniecie,
Mordem i smrodem pozycje zdobywa
I z cielska potwora łapami wyrywa
Złotą juchą ociekające
Wrące szczurami i wszami pieniądze.
I żre, i chłepce wydarte kawały,
Aż ryczy ze śmiechu Odwłok Wspaniały,
Kipiący bezmiarem metalu,
I dalej się wije i tłuszczem obrasta,
I nonszalancko ogonem chlasta
Największa atrakcja Balu!
I przyśpiewuje „Komu dziś dać?
Komu dziś dać?
Komu dziś dać?”
Promieniejąca Kurwa – Mać
Kurwa – Mieć
Kurwa – Brać!
„Jak bal, to bal! Maestro, wal!
Grubasku, teraz solo!
O, IDEOL! O, IDEAL!
Takie małe słodkie IDEOLO!”
I gdy w strop szampitrem strzelił
Metaliczny tusz kapeli,
Ani się nie obejrzeli,
Ani zdążył z żyrandziaka
Mrugnąć tajniak na tajniaka –
Jak błyskawicowym zdjęciem,
Foto-ciosem, blasku cięciem
Wszystkich wszyscy diabli wzięli
diabli wzięli
diabli wzięli
Aż ze śmiechu małpy spadły
Z zodiakalnej karuzeli.
12
TAK MÓWI TEN, KTÓRY ŚWIADECTWO DAJE O TYCH RZECZACH:
„ZAISTE, PRZYJDĘ RYCHŁO”. AMEN.
I OWSZEM, PRZYJDŹ, PANIE JEZUSIE
(Objawienie św. Jana XXII,20)