Borholm
1.
Stopy odciśnięte w piasku.
Plątanina śladów.
Z morza do morza, z morza do morza, z morza do morza.
Wiatr osypuje piasek w zagłębienia.
Fale wypełniają je sobą i rozmywają.
Naniesiona przez wodę piana gipsuje ściany wgłębień
Kawałki suchej kory, kamyki i muszelki utwardzają znikającą formę.
Ślady stygną – jak w wulkanicznym żużlu – na moment.
Pojawiają się i znikają.
Gdzie jest ten który wyszedł z wody?
2.
przeźroczyści
na rufie statku
wołają imienia
„imię! imię!”
nadaremnie
daremne zaklinania
woda gładka
bez zmarszczki
maszt bez żagla
nie drży
mowa milczy
echo śpi
to nic
jeszcze jeszcze
mgnienie
wpłynę w mgłę
rozpłynę się
przezroczysty
czysty
nieczysty
na wspak
3.
Wściekłe morze walcuje noc.
Ze strugami deszczu spływają płaty twarzy.
Gdzie ja się ukryłem?
4.
Pochowany w wodzie
w kręgu błota i mrozu
z balsamem na pępku
dryfujące mięso w czółnie czasu
kwant nocy wirujący w orbicie światła
nigdy w pełni tu
nigdy na miarę tamtego
raduje się otoczony wiankami
z ziół i leszczyny w które
wpięto świeczki – dostojne klejnoty
na pocieszenie że nie ma
ani widzeń ani przeczuć.
Za sterem siedzi zwierzę i wyje.
5.
Wietrzne, ciepłe południe gdzieś na morzu
Łódka ślizga się po płaskiej tafli morza.
Od dziobu, wzdłuż burty skacze stado delfinów –
krople moczu uratowanego rozbitka.
6.
Granatowy zmierzch.
Sztormowe morze poleruje
ukamienowane wybrzeże
odgrodzone od lądu
niskim żywopłotem.
za którym stoi
mały rybacki domek
z zapaloną gromnicą
w wąskim oknie.
Światło promieniuje rozgrzeszeniem.
W szybie podzielonej na czworo
odbija się zapomnienie.
Odetchnąć?
7.
Spienione fale lepią się do nóg.
Rozhisteryzowane mewy wydłubują oczy
żeby złożyć w próżnych dołach
jaja.
Nie zobaczysz już brzegu; nie dotkniesz siebie
rozwodnione sny zamienią się w pieśń pijanych żeglarzy
obłędne skały nie pogodzą się z wiatrem
ty nie pogodzisz się z sobą
wieczny tułacz powraca tylko w legendzie
ty – jeśli znajdziesz gdzieś na dnie
swój rubin ocalenie
scalenie przez miłość
8.
Zimny kamień chłodzi rozpalone nienawiścią fale.
Żywioły, żywioły – znajomy obraz, oglądany w nieskończoność
Tylko tak ono powstaje
Tam piękno gdzie koniunkcja żywiołów.
9.
Nocna wachta; w krzyku mew; dla kogo?
W ultramarynie zimnej wilgoci znikają kształty.
Zduszone powietrze w płucach, ściszona praca krwioobiegu.
Zamarły obroty pierwszych wód.
Już wiem.
Nie można wrócić do siebie
Na wprost jest niepokój.
Ja osadzam się pomiędzy – jak sól.
10.
Obręcz wiatru ugniata tętnice.
Puls krwi rezonuje z rytmem morza.
Szyja puchnie.
Krwiaki, żylaki wyłażą na skórze czasu.
Spod palców cieknie mgła.
Spłoszony księżyc chowa się w świt
Chłód. Suchy, obojętny chłód.
Zamiera fikcja czasu; to dobrze.
Nie trzeba mówić ani tak, ani nie.
11.
Łagodność wydm podmywana mlecznym morzem.
W złocistym blasku stanęła cisza.
W ziarnach piasku zasnął czas, uśpiony beztroską szemraniną wód.
Wszystko można zapomnieć.
Wszystko można przypomnieć.
O sobie
Od nowa.
12.
Bazgraninę na wilgotnym piasku zmywają fale.
Dobrze już dobrze; ustąp, usuń Się.
Znamię przemieni Się w imię
Kres w nowy początek.