Wiking
Ze skał wywiedźcie okręt mój,
Królewski dziób jastrzębi,
Rozwijcie białych żagli zwój
Na ciemnomodrej głębi…
Już się kołysze dumny maszt,
Żaglami bielą reje,
Jak białe z górskich płyną spaszt
Potoki w morza chwieje.
Szeroka chwiejo! Morska toń!
Ty przyjaciółko wieczna!
Od lądów i od wysep stroń!
W noc blada Droga Mleczna,
W dzień słońca samotnego blask
Na ciemnomodrej fali
Niech świeci na mój zimny kask,
Z błękitnej kuty stali.
Byłem-ci królem pustych skał
I grodów napowietrznych,
Dość mi, gdy druhem bedę miał
Wiatr, gońca rzeczy wiecznych;
Byłem-ci królem niemych wód,
Wiszących kaskad pieśni,
Niechże mnie z morza otchnie chłod,
Fal morskich szum opieśni.
Samotni pragnie dusza ma,
Królewskiej iście ciszy – –
Wiem, jak huk młota w uchu gra,
Jak pierś kowala dyszy – –
Śnieżystych skał gdy zoczę brzeg,
Pozdrowię go od duszy – –
Na dusze moją zimny śnieg
Płatami grudnia prószy…
W zimowy kiedy słońca mrok
Nieznanej mi krainy,
Gdy muśnie brzeg okrętu bok:
Wzrok wzniosę w błękit siny,
Bladoliliowych wiotkich brzóz
Zobaczę przedzę zwiewną,
Jak duszy mej malowny mróz,
Zagasłym światłem śpiewną.
Lub we wiosenny jasny dzień,
Gdy zorza rano wstała,
Schyli się cicho w wodny cień
Jabłoni gałąź biała – –
Nie pomne wówczas, czymem był,
Co poza sobą świecę,
Lecz sen piękności będę śnił,
Nic nie chwytając w ręce.
Święta jest ręka, która miecz
I róg wojenny imie,
Lecz mnie juz trzeba płynąć precz
Na wody mórz olbrzymie…
Północnych wojów groźny huf
W zdobywcze statki wsiada – –
Mieczu żelazny, bywaj zdrów,
I twardy cios, co spada!
Bywam mi zdrowa, zbrojo ma,
Żelazna twarda zbrojo,
I płomień, który w kuźni drga,
Gdy tarcze miedzią poją:
Bywaj mi zdrowa, tarczo z lwem,
Wykutym w miedzi błysku – –
Jestem dziś cieniem króla, snem
Na pustych wód igrzysku…
Poza mną będą boje me,
Tryumfów moich pola,
I klęski moje, klęski złe,
I wspomnień ich niedola…
Bo, jak się mucha, jęta w sieć
Pajęczą, nędznie miota,
Tak długo dumy klęski złeć
Dzierżą i ssie sromota.
W ogromie wichrów, cisz i burz
Zapomnę owych twarzy,
Z których, jak z robaczywych róż,
Czerw ducha szkli się wraży;
Tych źrenic, z których podły lis
Z węża się patrzy skrętu,
O które wzgardy mojej prysł
Miecz z ponadmiaru wstrętu!
Rycerzy wódz, co w twardą łódź
Na twardy bój siadali –
Jaż to musiałem w oczy pluć,
W których się podłość pali?!…
Jaż to musiałem blask mych blach,
Płonących z mieczów dźwięki,
Sczerniony widzieć przez mój strach
Sztyletu skrytej ręki?!…
Takim jest życie. Zlęgnie król,
Wikingów król dostojny,
Aby nic oprócz łownych pól
Nie znał i hardej wojny,
Nic okrom uczt królewskich dusz,
Nic oprócz królewn ciała –
A gdy ma odejść na głąb mórz,
Srom mu na czole pała.
Więc nie jak człowiek umrzeć chcę,
Lecz jako w sobie ścięty
Kryształ, co pęka. Zmiecie mnie
Z pokładu wiatr w odmęty,
A wtedy wolny okręt mój
Popłynie, by kłos zboża,
I nigdy ciężkich ogniw zwój
Nie wkuje go w dno morza.
I nigdy nikt nie wstąpi nań – –
Z żaglami rozdętemi,
Jak bogom z ducha słana dań,
Nie będzie cierpiał ziemi,
Nie sięgnie za nim niczyj wzrok
Niczyje wiosło zdąży
I we swój wiek, i we swój rok
W głąb morza się pogrąży.