ŚWIT ŚWIATA
Gdy się budzę nad ranem
Wita mnie mój zaścianek
Ten z metalu, szkła, tworzyw
Świat nieludzki, lecz Boży!
Już nie dawny – lecz nowy
Już nie prosty – a kręty
Już nie barwny – a płowy
Już nie gładki – a zmięty.
Już nie wielki – lecz mały
Bardziej skąpy – niż szczodry
Już rozbity – nie cały
Tam okrutny – tu dobry.
Nieskończenie bez puenty
Tam okrągły – tu płaski
Poświęcony – przeklęty
Lecz proszący wciąż łaski.
Tutaj podły – tam godny
Raz głęboki – raz płytki
Już nie syty – a głodny
Tutaj piękny – tam brzydki!
Absurdalna oczywistość
I to wszystko!
Kto zaskarży
Niegodziwość marży?
17 maja 2008 Rzym