Odyseja albo Samotność
Wiem Odyseuszu, nie raz widziałeś Itakę oczami wyobraźni
na pustym przestworzu oceanu.
Potem we śnie opuszczali cię towarzysze, bogowie i wiara,
dzisiaj też najłatwiej jest odwrócić głowę od najbliższych.
Samotność coraz częściej przybiera postać
podróży wewnętrznej do granic wyobraźni, chaosu myśli i obłędu.
Ból przy brzegach skóry staje się nie do zniesienia,
przewyższa go tylko pulsowanie w skroniach albo bezsenność.
Pewnie też budzisz się z płytkiego snu po środku morskiej kipieli.
Wówczas nienazwane powraca,
przesypując się w oczach straconym czasem.
Coraz mniej jest miejsc do odtajnienia,
kiedy patrząc z wysokiego masztu
wyobrażaliśmy sobie mglisty ślad stałego lądu.
To co kiedyś było w nas, dziedzictwo więzów krwi
przekazywane za pokolenia na pokolenie, teraz
jest poza nami, rozproszone i obce w tej
głośnej i łatwej w oglądzie wizji przyszłości.
Wiem Odyseuszu, muszę pokonać przepowiednie,
zmowę bogów,
granice myśli, strach i to poczucie nieskończonej pustki.
Strach oswoiłem z milczeniem wody,
zmowę bogów
i przepowiednie zakopałem w piasku
przy szczątkach wygasłych ognisk. Granice myśli
zwinięte u mych stóp jak mityczne węże
zaklinam w nieznany im znak odkupienia.
Rozsupłuję nieskończoność
w samotności wyczekując świtu,
i wiem, że chcę być tym pierwszym,
który zobaczy oczami wyobraźni
stały ląd, zarys ognisk
i światło w otwartych oknach
rodzinnego domu.
16.09.07/16.09.08