Polska poezja

Wiersze po polsku



Guzman

Wyszedłem z lasu na chwilę
jak z otwartego grobu. W nadciągającej burzy
nie było już nic z żywiołów, które byłyby mi obce.
Glina dawno zamieniła moją twarz w maskę,
chlorofil wschodzących na skórze mchów
dopełnił reszty. Będąc szamanem
sprawiedliwej zemsty
rozrzedzałem krew deszczem. Pijawki
omijały mnie z daleka. Moje blizny
wypełniały larwy coraz to nowych wyroków śmierci.
W tym obłąkaniu była metoda; pustkę
po jeszcze żywych wypełniała dżungla;
splątane korzenie i wszechobecne błoto.
To w nim zapisywałem mój dziennik
przemienienia.
W moich snach matka
zmalała do wielkości naparstka, ojciec
siedział przy stole i bezzębnymi ustami
wypijał moją stuletnią herbatę.
Już od wielu lat śpię
z otwartymi oczami, może właśnie dlatego
lubię zamykać je innym
tak samo bezimiennym, bezgranicznie oddanym
naszej wspólnej paranoi. A może to nie choroba
tylko niewielkie zadrapanie
powiększające swoje granice
o coraz to nowe królestwa
obcej niczyjej skóry.

3/5-2000/2008


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 5,00 out of 5)

Wiersz Guzman - Leonard Kamiński Gabriel