Tango ze strachem na wróble
Jak mi pięknie umierasz mamo, ze strachem na wróble
w ramionach, w rytmie nieustającego tanga!
Jak ci się pisze twoja historia, naga, samotna,
wydrapana paznokciami na skórze –
melancholiczka zagubiona pośród domysłów,
uzależniona od sroczych proroctw.
Jak ci się tańczy, w obłędnym kręgu
złudnych nadziei, w ognistym rytmie, gdy
stopy oderwane od ziemi
zawisają na moment w powietrzu
tworząc absolutną pustkę
zanurzoną w Tobie
niczym wodny dzwon?
Jak ci się śni w tej roztańczonej ciemności,
gdy smugi cienia wirują wokół światła,
a ty wspierając się na ramionach ojca
obejmujesz sobą ścianę,
jakbyś pragnęła zapaść się w niej
bez końca, jakby
ten strach, tylko niechcący wykroplił się
z Ciebie
na scenę obrotową życia
zatopionego w swym
szaleństwie.
Jak ci się wiedzie, w tej
przedwiecznej księdze
odkłamanych bajek,
z uśmiechem przymarzniętym do warg,
z ciągłym „strachem na wróble” w dłoniach,
z kryształkami lodu pod powiekami,
w zaprzęgu „Królowej śniegu”
pędzącym na oślep
przez pusty o tej porze
widnokrąg.
Tak cię odnajdę we śnie, że
świat mi się zakręci w głowie,
i iść będę za tobą na
wieczne niewyśnienie
coraz dalej, i dalej
w krainę wiecznego śniegu.