Ulica Powstańców Śląskich
Nie cierpię zbiorowej spowiedzi,
mimo to uwielbiam,
szczególnie po północy
zaglądać ludziom do okien,
Widzę, to czego oni nie czują;
milczące meble, przepalone żarówki,
kurz wiszący w powietrzu, wstrzymujące oddech dachówki.
Tak wiele obowiązków zamkniętych w rzeczach,
te same wyrzeczenia, nieprzespane noce,
strach przez rozpadem, niespełnione marzenia
zamknięte w przedpokojach.
Mimo, iż nie jestem arterią przelotową,
przelatują przeze mnie myśli, znaki zapytania,
ten ciągły niepokój o jutro…
Jestem pewna, iż od pętli siódemki, aż po Świdnicką
znam każdy szczegół z ich życia. Spotykamy się
śliniąc znaczki na poczcie, w kolejce opłacając prąd. A tak naprawdę
nie zwracamy na siebie uwagi, nie patrzymy w oczy, obojętni
zatapiamy się w Sobie. Wmówiono nam nieufność,
to że nie jesteśmy braćmi, bo brat…
stąd tylko krok do przyzwolenia na każde zło.
Kartezjusz tu nie zamieszkał, Kopernik był za daleko, a ziemia
zbyt okrągła; wszystko po niej spływa – pot, łzy a czasem krew.
Nie myślcie, że roztkliwiam się nad sobą, tu koło Ronda
lub szukam współczucia w cieniu Poltegoru…
Wiem, pomniki same nie schodzą z piedestałów…
Nie mogę już słuchać – kogo prawda jest na wierzchu.
I tak kłócimy się między sobą ostatnio o wszystko.
Czy myślicie, że rządzi nami coś wyższego?
Podobno billboardy na rogu Sztabowej
wypełniły pascalowską pustkę po wyciętych drzewach. Galeriowce
przycumowane do chodników czekają na swego Godota.
Od pewnego czasu czuję się zobojętniała jak wykop
i zbyteczna niczym prowizoryczna kładka.
Czekam momentu, kiedy mnie
zabudują, odetną od miasta.
Będę mogła iść wówczas przed siebie
zupełnie uwolniona
od tej całej zakłamanej filozofii
lepszego jutra.