Na cmentarzu w Montmorency
Groby wy nasze, ojczyste groby,
Wy życia pełne mogiły!
Wy nie ołtarzem próżnej żałoby,
Lecz twierdzą siły!
Nie z jękiem marnym, nie z westchnieniami,
Nie z pustym echem pacierzy,
Ale z płonącym sercem przed wami
Stać nam należy!
Bo zakładnik! wyście przed niebem,
Które Pań wybrał wśród gminu,
Że się znów kiedyś przelamiem chlebem
Pieśni – i czynu!
Więc na dalekich, tułaczych drogach
Sypał nam Pań te kurhany,
By pielgrzym tęskny na cudzych progach
Miał znak podany.
Bo jak drużyna chrobra zwycięża,
Gdy sztandar wzlata jej ptakiem,
Tak pogrobowiec rośnie na męża
Pod mogił znakiem.
I tak przyjmuje ziemia ta czarna
One popioły i kości,
Jako posiewu złotego ziarna
Na plon przyszłości.
A choć jest teraz jak ugór nagi,
Zamarła z końca do końca,
Niechaj nie tracą żywi odwagi,
Czekając słońca!
Im noc trwa dłużej, tym bliżej słońca,
Tym bliższe błogie zaranie…
Z mogił się ozwie lutnia dźwięcząca,
Duch od niej wstanie.
I od mogiły skroś do mogiły
Przeleci jako płomienie,
I zbudzi w grobach drzemiące siły,
Rozproszy cienie…
Jak wicher życia ziemią powieje,
Rozbudzi serca do bicia…
– Niechaj więc żywi mają nadzieję,
Niech strzegą – życia!