La Belle au Bois Dormant
Leży, z głową pod kolanami
W ich starej walizce; i nikt nie przychodzi –
Nawet tragarz z przywieszką
Lub szczypcami na twardy jej poród.
Pociągi dyszą na zewnątrz; a ona wije się bez tchu
Wewnątrz jego pragnienia, nie obudzona.
Ona śpi, lecz, niestety! nie jest piękna.
Podróżni drzemią wokół; wynoszą ich;
I ciernie wspinają się po jej kamiennych żyłach.
Nie można jej naprawić; a jednak państwo
Dopytuje się o nią obojętnie, a obywatele
Zatapiają przez chwilę w jej oczach z papieru.
Gdzie jest jednak łowca tak czarny, by natrzeć
Na jej otwierające się kończyny lub wśliznąć się jak ryba
W rozłupany maelstrom jej czaszki?
Krew pieści jej pogwałcone usta;
Istnienia rozkwitają w jej życiu, aby odosobnić
Swe prowincje od jej rozlewającego się uśmiechu.
Jakież pragnienie, co za przenikliwy ból zwabił ją
W ten zimny punkt, koniec bólu,
Pragnień, oczarowania: ten powstrzymujący sen?
Czeka tu, by ją obudzić – tak jak on czekał
Aby się zbudziła, aby się zbudziła –
Jej wargi ułożone w ten niedbały, ostateczny uśmiech.
Przeł. Agata Preis-Smith