Kain
KAIN
Wyszła mi z boru — w złocie warkoczy
z twarzą indyjskiej Bogarodzicy
w błękitnych iskrach — w srebrnej przeźroczy
nadksiężycowej wiesczczka świątnicy…
Ach, rozkochały się w niej moje tęskne oczy
ach, — i zabrzęczał mi łańcuch mej ciemnicy.
Jak wulkan krwawy w łonie Arymana,
jak Samum, gdy się wichrami rozuzda
tak we mnie otchłań — gwiazdami przetkana
leciała w państwo słoneczne Ormuzda.
Ach, rozkochały się w niej moje tęskne oczy
ach, i zabrzęczał mi łańcuch mej ciemnicy.
Nie wzbraniał mi jej smok, żelazna wieża,
zdradny labirynt ni królewskie ramię
miłość zwycięży wszystko — wszystko złamie
ale nie miłość druga do pasterza.
Wiec Śmierć przyzwałem — i śmierć odtąd żyje
i wszechświat cały grobowcem przywarła
— — — czuje mdły powiew
— — w oczeretach gnije
z tęsknoty — u nóg mych — umarła.
Na pustej trzcinie rozpiąłem jej włos
nad śniącą rzeką schyliły się drzewa
wiatr cicho płacze — ptak mogilny śpiewa
to los mój — los!…
głębiny tajne pruć
milczenia głuche mącić
jako stracona lódź
od brzegu się odtrącić
mieć gwiazdy — gwiazdy rzucić
i tylko piosnkę nucić
to los mój — los!…