Preludium
Przebudzenie jest skokiem spadochronowym ze snu.
Uwolniony z duszącego wiry podróżny
opada ku zielonej strefie poranka.
Rozpalają się przedmioty. Wyczuwa – w drgającej pozycji
skowronka – potężne, podziemnie rozkołysane lampy
systemu korzeniowego. Lecz na powierzchni ziemi
– w tropikalnym przypływie – zieleń,
z uniesionymi ramionami, wsłuchana
w rytm niewidocznej pompowni. A on
opada ku latu, opuszcza się
w jego oślepiający krater,
przez szyb wilgotnej zieleni wieków
drżących pod słoneczną turbiną. I tak wstrzymana zostaje
ta pionowa podróż przez okamgnienie i skrzydła rozpościerają się
do odpoczynku rybołowa nad rwącą wodą.
Wyjęty spod prawa ton
rogu z epoki brązu
wisi nad bezmiarem.
W pierwszych godzinach dnia świadomość może ogarnąć świat,
tak jak dłoń chwyta ogrzany słońcem kamień.
Podróżny stoi pod drzewem. Czy
po spadaniu przez wir śmierci, ogromne światło,
rozwinie się ponad jego głową?