* * * (Z początku tylko chmura…)
Z początku tylko chmura jedna żeglowała po lazurze,
a na morzu jasnym, opalowo-turkusowym
przesuwała się żaglem śmigłym plama ciemna ciemna.
Ta chmura w plamie nie chciała się poznać.
Ta plama w chmurze nie mogła się poznać.
Potem ta piękna a nieświadoma zjawisk równoległość
(podobna do tej, która myśl przykuwa do bytu)
urwała się. Z południa zadął
mistral — wróg mój. Zaciągnięto w górze
kurtynę siną. Tu zaś, tutaj, w dole
— echo wszystkich oper niebiańskich
teraz zmącone — morze
atramentniało posępnie.
W pauzie usłyszeliśmy znikąd głos przejmujący skrzypiec,
a posłuszne jego arpedżiom
na całej wód rozległości
zabiegały szybko drobne dreszczyki —
podobne do ławic ryb posrebrzanych,
które to wynurzają się,
to zapadają w głębiny.
Chciałem zapaść się razem z nimi.
Menton-Garavan, styczeń 1956