Połtawa
Na wschodzie nowy świt się pali,
Już na równinie, pośród wzgórz,
Armaty huczą. Kłębem wali
Ku niebu dym w promieniach zórz.
Piechota zwarła się w kwadraty,
W krzach leżą strzelcy: „Nabij! pal!”
Świsnęły kule, wrą granaty,
Bagnetów chłodna błyska stal.
Zwycięstwa dzieci ulubione
Rwą Szwedzi w paszcze rozognione.
Falując, konne pułki mkną,
Kurz szarym kryje je obłokiem;
Piechota twardym stąpa krokiem,
By wzmóc ich napór wagą swą.
Wyrocznej bitwy pole krwawe,
Grzmi, dymi, błyska tu i tam;
Lecz Bóg nam szczęści: Los łaskawy
W zaciętej walce sprzyja nam.
Odparte ogniem dział drużyny,
Chwieją się, serca płoszy strach,
Uchodzi Rosen z walk gęstwiny,
Broń składa mężny Schlippenbach.
Prą wrogów nasze hufce rojne,
Na sztandar szwedzki spływa mrok:
Błogosławieństwo boga wojny
Utwierdza naszych każdy krok.
I nagle – zagrzmiał na kształt grzmotu
Natchniony, dźwięczny Piotra głos:
„Do dzieła! Z nami Bóg!” Z namiotu
Wychodzi Piotr, z nim wierna straż.
Goreją ogniem groźne oczy,
Straszliwie płonie carska twarz,
Jak burza piękny, szybko kroczy
Tam, gdzie się waży walki los.
Masztalerz konia mu przywodzi:
Posłuszny, rączy, wierny koń,
Gdy zapach prochu dojdzie doń,
Drży, niespokojnie okiem wodzi,
I pędzi między wojsk kolumny,
Z potęgi jeźdźca swego dumny.