Ach, mogiły dokoła
Ach, mogiły dokoła, mogiły, mogiły!
Miałem ja niegdyś liczne grono przyjacieli –
Każdy mi był kochany, każdy mi był miły,
A dziś – wieczna niebytu granica nas dzieli.
I jestem na tej ziemi wciąż bardziej samotny –
Bo każdy się kolejno kładł w podziemne łoże:
I opuszczał na zawsze ten padół przelotny,
I odchodził w nieznane, tajemnicze zorze.
O, przyjaciele moi i nieprzyjaciele
(Gdyż pamięc nieprzyjaciół jest mi równie droga!),
Gdzież wy teraz? W mogiłach. Wiele mogił, wiele –
Coraz więcej – i coraz pustsza moja droga.
Tak chytrze mnie zwodziła śmierć, że mnie nie tyka –
Lecz wszystko, co mi było najdroższe – i wszystko,
Com kochał – wciąga w pomrok swego matecznika –
I dokoła mnie rośnie wieczne cmentarzysko.
Drogie oczy, zielone jako morza fale,
Które widzę i których nigdy nie zapomnę –
Gdzie wy? Jakie was kryją mgły, jakie oddale?
Jakie nieskończoności złote i ogromne?