Równina
Równina hans arp
Znalazłem się z krzesłem sam na równinie,
Zagubionej na pustym horyzoncie.
Równina była bezbłędnie asfaltowana.
Nic, ale to zupełnie nic poza mną i krzesłem
Na równinie nie było.
Niebo bezustannie błękitne.
Nie ożywiało go żadne słońce.
Nie wyjaśnione, nie rozsądne światło rozjaśniało
Nie kończącą się równinę.
Kunsztowny, jakby z innej sfery rzutowany,
Wydawał się ten wieczny dzień.
Nie czułem ani senności, ani głodu ni pragnienia,
Gorąca ni zimna.
Ponieważ nic się nie działo i nie zmieniało
Na tej równinie.
Czas był jedynie niedorzecznym upiorem,
Czas żył jeszcze trochę we mnie,
A to głównie ze względu na krzesło.
Zajmując się krzesłem, straciłem do reszty
Poczucie przeszłości.
Czasami zaprzęgałem się jak koń do krzesła
I kłusowałem z nim w kóło lub wprost przed siebie.
Przypuszczam, że to się udało,
Czy udało się, nie wiem,
Bo przecież w przestrzeni nie było niczego,
Czym mógłbym moje poruszanie się sprawdzić.
Siedząc na krześle, dociekałem ze smutkiem,
Lecz nie rozpaczliwie,
Dlaczego wnętrze światła promieniuje
Tak czarnym światłem.