PODRÓŻNICZKI
Towarzyszkom podróży na wszystkich
kolejach świata – poświęcam.
O podróże jednostajne na strzyżonym miękkim pluszu…
Wczoraj Marna, dzisiaj Wołga, jutro może Jan-Tse-Kiang…
Patrzę w oczy smutnej pani w fiołkowym kapeluszu
I już kocham się, jak sztubak, taki duży, sławny pan.
O wytarty plusz poduszki dosyć szorstkie wsprzeć policzki,
Turkot ciszę ukołysze, wszystko będzie, jak przez mgłę.
I znów przyśnią mi się usta długorzęsej podróżniczki
Całowane gdzieś wieczorem koło Moskwy czy Louvain…
Przyjdą myśli wypłowiałe, jak dalekie sny o damach.
Tych, co kiedyś mnie kochały, zapomniały… może czas?…
Panieneczki złotogłówki zmysłowieją w oknoramach,
Ostrym wiatrom się oddają z całej siły, pierwszy raz.
Może śnią im się w wiatrakach baśniejące złotozamki…
Pociąg czhał przez pola wężem z siłą 400 HP…
Panieneczki złotogłówki obudziły w sobie samki,
Z przymkniętymi powiekami leżą wparte w kąt coupé.
Znowu zacznie się sonata, tylko nie ta nasza, Jana.
Moja biedna, moja cudza, biała matuś małej Li…
Coś podkradnie się do okna, jakaś bajka Kellermana,
Będzie patrzyć niewidziana w tańcu spermy, ciał i krwi…
Może jestem trochę senny?… Może jestem trochę chory?…
Niestrawiony, pieprzny obiad wywołuje refleks, żal…
W rozdziawioną paszczę nocy depeszują semafory:
Jadę, król, do Polinezji, na swój autorecital!