Polska poezja

Wiersze po polsku



W Szetejniach

I

Ty byłaś mój początek i znów jestem z Tobą, tutaj gdzie

Nauczyłem się czterech stron świata.

Nisko za drzewami strona Rzeki, za mną i budynkami strona

Lasu, na prawo strona Świętego Brodu, na lewo Kuźni

I Promu.

Gdziekolwiek wędrowałem, po jakich kontynentach, zawsze

Twarzą byłem zwrócony do Rzeki.

Czując aromat i smak rozgryzionej białoczerwonej

Soczystości ajeru.

Słysząc stare pogańskie pieśni żeńców wracających z pola,

Kiedy słońce pogodnych wieczorów dogasało za pagórkami.

W zdziczałej zieleni mógłbym wskazać miejsce altany, gdzie

Zmuszałaś mnie, żebym stawiał pierwsze koślawe litery.

A ja wyrywałem się, uciekając do moich kryjówek, bo byłem

Pewny, że pisać liter nigdy nie będę umiał.

Nie spodziewałem się jednak również takiej wiedzy: że roz –

Padają się w pył kości, mijają dziesiątki lat, a trwa ta sama

Obecność.

Że możemy, tak jak ja z Tobą, przebywać w krainie

Wiecznych luster, brodząc w nie koszonych trawach

Równocześnie.

II

Trzymałaś lejce i dwoje nas jechało jednokonną bryczką w

Gościnę do wielkiej wioski pod lasem.

Gałęzie jej jabłoni i grusz ugięte pod nadmiarem owoców,

Ganki domów, ozdobne, nad ogródkami malw i ruty.

Twoi dawni uczniowie, teraz gospodarze, podejmowali nas

Rozmową o urodzajach, kobiety pokazywały swoje warsztaty

Tkackie i deliberowałyście długo o kolorach osnowy i odetki.

Na stole wędliny, plastry miodu w glinianej misie, i piłem kwas

Chlebowy z blaszanej kwarty.

Poprosiłem kierownika kołchozu, żeby pokazał mi tę wioskę,

Zawiózł na pola puste aż po las i zatrzymał auto przed dużym

Głazem.

„Tu była wioska Peiksva”, powiedział, nie bez triumfu

W głosie, jak to u tych, co są zawsze z wygrywającymi.

Zauważyłem, że jedna część głazu była odłupana,

Próbowano więc rozbić kamień młotem, żeby znikł nawet

Ten ślad.

III

Wybiegłem o letnim świcie między głosy ptaków i wróciłem,

A między chwilą i chwilą napisałem dzieło.

Choć tak trudno było ciągnąć pałeczkę n, żeby łączyła się

Z pałeczką u, albo odważyć się na most między r i z.

Trzymałem cienką jak trzcina obsadkę i zanurzałem stalówkę

W atramencie, pisarczyk wędrowny z kałamarzem u pasa.

Teraz myślę, że dzieło jest zamiast szczęścia i że zostaje

Skażone litością i grozą.

Jednak duch tego miejsca musi być w nim, tak jak jest

W Tobie, którą prowadził od dziecka.

Girlandy z dębowych liści, sygnaturka w rozwidleniu lipy

Wzywająca na Majowe, chciałem być dobry i nie chodzić

Między grzesznikami.

Ale kiedy staram się teraz przypomnieć sobie co było, tylko

Studnia, i tam tak ciemno, że nic nie można zrozumieć.

Wiadomo tylko, że jest grzech i jest kara, cokolwiek mówią

Filozofowie.

Oby moje dzieło przyniosło ludziom pożytek i więcej ważyło

Niż moje zło.

Ty jedna, mądra i sprawiedliwa, umiałabyś mnie uspokoić,

Tłumacząc, że zrobiłem tyle, ile mogłem.

Że zamyka się furtka Czarnego Ogrodu, pokój, pokój,

Co skończone, to skończone.


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (1 votes, average: 5,00 out of 5)

Wiersz W Szetejniach - Czesław Miłosz