Polska poezja

Wiersze po polsku



Ballada o słoneczniku

Stary, oślepły słonecznik

Sam jeden mi jeszcze pozostał
Z wszystkich mych kwiatów-przyjaciół

W tym zachwaszczonym ogródku;
Słyszałem ci nieraz w nocy,

Jak wichr bez miary go chłostał,
Nie mogłem mu żadnej dać ulgi,

Chyba pociechę smutku –
Lepiej się puścić w tan…

Upiłem się kiedyś wieczór –

Wino zbawienną jest mocą: –
Pięścią wytłukłem szybę,

W gór łańcuch patrzę daleki –
Ponoć to śniegi tam leżą,

Ponoć to gwiazdy migocą,
Ciężary mroków wilgotnych

Na ciężkie mi spadły powieki –
Lepiej się puścić w tan…

Ponoć to łąki wyschnięte,

Bezlistne jasienie przy drodze,
To ponoć olchy nad bagnem,

To kępy zwiędłych rogoży;
Ponoć to ludzkie rozpacze

Puściły krokom swym wodze
I śpieszą w mgławych całunach

Na pogrzeb litości bożej –
Lepiej się puścić w tan.

Ponoć i ja miałem braci,

Na straszną gdzieś poszli wojnę –

Ś Mier Ć rzek Ł A mi o tym wszystkim,

Ca Ł Uj Ą C spiek Ł E me usta – :

Niech huczy ta czarna głę Bia,

To morze Ł Ez niespokojne,

Niech wiatrem dyszy jesiennym

Ta ziemia, krwią ich t Ł Usta –

Lepiej si Ę pu Ś Ci Ć w tan…

Stary, oś Lep Ł Y s Ł Onecznik

Przez szybę si Ę wciska st Ł Uczon Ą

Do mej weso Ł Ej izdebki,

Peł Nej zapachu wina;

Po Ż Egna Ł si Ę ju Ż od dawna

Ze swą z Ł Ocist Ą koron Ą,

Ł Yse, szczernia Ł E skronie

Na piersi moje zgina –

Lepiej si Ę pu Ś Ci Ć w tan…

.

Jak pies, tak ł Asi si Ę do mnie,

Do mego tuli się lica:

Wielk Ą uczu Ł Em kropl Ę

Na rozż Arzonej twarzy:

Rosa mu z jamy pociek Ł A,

Gdzie ongi był A Ź Renica –

Stary, o Ś Lep Ł Y s Ł Onecznik

Gł O Ś No si Ę, milcz Ą C, skarzy –

Lepiej si Ę pu Ś Ci Ć w tan.

Nie drwij ze siebie i ze mnie,

Ty z moich druhó W ostatni!

Wszyscyś My na to stworzeni,

By b Ł Ogos Ł Awi Ć Ś Mierci!

Niech rycerz ginie od stryczka,

Jesiotr niech dł Awi si Ę w matni,

Bó G z swego tronu niech spada,

Włó Cznia niech w bok si Ę wwierci –

Lepiej się pu Ś Ci Ć w tan!

Nie bę Dzie ci ulg Ą m Ó J smutek:

Upił si Ę dzisiaj rado Ś Ci Ą,

Ż E Ś tak nikczemnie zmarnia Ł,

Ty, coś spogl Ą Da Ł w s Ł O Ń Ce;

Inne lekarstwo ci nios Ę,

Co daje pró Chnienie ko Ś Ciom,

A dusz Ę – hej! pijcie ze mn Ą,

Pijani ś Mierci go Ń Ce,

Puść Cie si Ę razem w tan!

Ostatni liść z niego zdar Ł Em,

Ostatniem wył Uska Ł ziarna,

Zdrzewia Łą, tward Ą Ł Odyg Ę

Rę K Ą chwyci Ł Em pewn Ą :

Z korzeni si Ę pod me okna

Ziemia sypnęł A czarna,

Stary, o Ś Lep Ł Y s Ł Onecznik

Snadź Ł Z Ą zap Ł Aka Ł rzewn Ą –

Lepiej si Ę pu Ś Ci Ć w tan…

Wstał Em nazajutrz – czy zbawca,

Gzy zbrodniarz? – hej! kt Óż mi to powie!

Zbudzi Ł Em si Ę w izdebce,

Peł Nej zapachu wina…

Stary, o Ś Lep Ł Y s Ł Onecznik

Bez zł Otej korony na g Ł Owie

Ju Ż Ci swojego smutku

Do smutkó W moich nie zgina –

Lepiej si Ę pu Ś Ci Ć w tan…


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 5,00 out of 5)

Wiersz Ballada o słoneczniku - Jan Kasprowicz