Król Elfów
Czyj galop tak tętni w wichrze i ćmie?
To ojciec z swym synem na koniu w cwał rwie,
to ojciec swe dziecię w czas wiezie spóźniony
i grzeje, ogarnia mocnymi ramiony.
– Mój synu, wciąż z lękiem twarzyczkę zasłaniasz
– Nie widzisz, mój ojcze, jak Elf nas dogania?
Król Elfów w koronie… i wlecze swój płaszcz…
– Mój synku, mgły wstają i wloką się, patrz!
„Pójdź do mnie, chodź do mnie człopczyno bez obaw!
Znam ślicznych gier mnóstwo, chodź pobaw się, pobaw!
I pełno mam kwiatów na brzegach mych wód,
a matka ma chowa złocistych szat w bród…”
– Mój ojcze, mój ojcze, czyś tego nie słuchał,
co Elf mi obiecał, naszeptał do ucha?
– Uspokój się synku, uspokój się mały,
to wiatr tak w olszynach liść rusza, liść stlały.
„Choć piękny mój chłopcze, w te olchy… choć ze mną!
Me córki troskliwie hołubić cię będą.
Me córy tam tańczą, nim zejdzie świt –
wśpiewają, whuśtają i ciebie w swój rytm…”
– Mój ojcze, nie widzisz, tam w cieniu, przy drzewie
Król Elfów mnie wabi do swoich królewien
– Mój synku… mój synku sokoli mam wzrok:
To stare trzy wierzby szarzeją przez mrok.
„Ja kocham się w tobie, twój wdzięk mnie zniewolił,
a będziesz oporny, to porwę wbrew woli! „
– Tatusiu, tatusiu, ach jaki ból!
Już ciągnie mnie, ciągnie okrutny Król!…
Strach ojca porywa. Ostrogą spiął konia,
Wiatr ściga – a dziecko majaczy w ramionach.
I dopadł wrót domu, nim zeszedł świt.
Na rękach syn jego już nie żył, już stygł…