Pewnemu tyranowi
Bywał tu niegdyś: jeszcze nie w bryczesach –
W palcie flauszowym. Czesał się pod górę.
Później bywalców kawiarni wyczesał
Aresztem i tak wykończył kulturę,
Mszcząc się jak gdyby (nie na tych denatach,
Lecz na Epoce) za pustki w kieszeniach,
Nudę, złą kawę i upokorzenia,
Jakich doznawał, gdy przegrywał w skata.
Epoka jakoś przełknęła tę zemstę.
Dzisiaj tu pełno, śmiech, krzeseł szuranie,
Muzyka z płyt. Lecz nim się zajmie miejsce,
Coś korci, by się obejrzeć przez ramię.
Wszystko plastikiem i niklem pokryto,
Ciastka smakują bromkiem sodu. Ale
Czasami, tuż przed zamknięciem lokalu,
Wstąpi z teatru on sam – incognito.
Gdy wchodzi, wszyscy już na baczność stoją.
Jedni – służbowo, a drudzy – ze szczęścia.
On krótkim ruchem od napięstka
Daje znak, że im nie chce psuć nastroju.
Popija lepszą, niż przed laty, kawę
I, zagłębiony w fotel, je rogalik,
Który tak smaczny jest, że martwym nawet
Byłby smakował, gdyby zmartwychwstali.
Styczeń 1972
(Przekład – Stanisław Barańczak)