Nabożeństwo codzienne chrześcijańskie
Dziś rano w dzień popielcowy
Na włosy siwej mej głowy
Gdy kapłan sypał popioły
Martwemu prawie na poły,
Rzekł nie słowa lecz pioruny
Przypominając do truny:
„Pomni człecze, że twe plemię
Z ziemi wzięte pójdzie w ziemię.
Umrzesz i już się nie wrócisz,
Proch jesteś i w proch się obrócisz.”
Czy dawno człek się urodził?
Czy dawno na paskach chodził?
Gdy wspomnę na młode lata,
Tak ich bliska zda się data,
Żem co w samym życia kwiecie
Zdrów, wesół bujał po świecie
Od rana aż do wieczora,
Przysiągłbym, że było wczora.
Rzekłbym, dwudziesty rok dnieje,
Kopę lat metryka pieje.
O lata! jak przemijacie!
Ptaków pędem przewyższacie!
Co tylko siły nastały,
Jużci człowiek i zgrzybiały.
Ledwo z pieluch uwalniają,
Wkrótce całun zaścielają.
Dziś stolarz kolebkę knuje,
Jutro na trunę hebluje.
Com nie rzekł, gdym w smutku brodził:
Szczęśliwszy, co się nie rodził!
Jak tylko świat był stworzony,
Tym smutkiem człek jest gryziony.
Tylu było mędrców dawnych,
Filozofów nader sławnych,
Co przez wszystkie wieki żyli,
Czyż folgi nie wymyślili,
By pamięć na śmierć tak była,
Iżby człeka nie trapiła?
Jest sposób, mówią mi śmiele
Cycero i innych wiele:
„Trzeba myślić (twierdzą oni),
Żeśmy wszyscy w jednej toni
Zostawać równie musiemy,
Bo się śmiertelni rodziemy.
To ojca, matkę potkało,
Niech syn na śmierć idzie śmiało.”
Błaheż to jest pocieszenie
Iść w gromadzie na stracenie.
Czyż przez to lżejsze me rany,
Że krwią drugich miecz był zlany?
W Senece też co czytamy,
Pociechy niewiele mamy.
Chce w nas wmówić, że śmierć człeku
Nie jest straszna w każdym wieku.
A gdy mu przyczyn nie staje,
Postać jej lekarza daje,
Iż wszystkie kończy choroby,
Choć ich najwięcej byłoby.
Wierzę, że chorób pozbawi,
Ale w ten czas, gdy udawi.
Pięknyż to lekarz Seneki,
Co trupa robi z kaleki!
Gdy ja rękami obiema
Tam szukam folgi, gdzie nie ma,
Aż w tej mojej nudnej biedzie
Przyszły na myśl słowa w Credzie,
Które matka mnie wrażała
I tylekroć powtarzała,
Gdym był jeszcze w dziecka stanie:
Wierzę ciała zmartwychwstanie!
Tą myślą byłem wzmocniony
Nad Seneki, Cycerony!
Tak długo w księgach szperałem,
A ja to dzieckiem umiałem.
Dobrzeż Augustyn powiada:
„Więcej mądrości posiada
Jedno dziecię chrześcijańskie
Niż filozofy pogańskie.”
Tak jest, wierzę zmartwychwstanie!
Niech mi śmierć w oczach już stanie:
Nie przelęknę się jej grotów
(Jeślim na sumnieniu gotów!),
Rzeknę do niej: „Znam twe siły,
Wszystkich nas tłoczysz w mogiły.
Rozumiesz, żeś już wygrała,
Gdyś w ziemi nas zakopała?
Dom zgniły ciała zabierasz,
Lecz wieczny duszy otwierasz
I nad ciałem w tym złym stanie
Krótkie twoje panowanie.
Przyjdzie czas (jak Pismo woła),
Gdy na głos trąby anioła
Musisz groby pootwierać,
Łupy swoje z nich wybierać
I wrócić je z twoich lochów
Aż do najdrobniejszych prochów:
Te zaś z swą duszą spojone,
Mocą Boga ożywione
Wstaną na anielskie głosy
Jak z martwego ziarna kłosy,
A w próżne już nasze groby,
Twych zwycięstw niegdy ozdoby,
Będziesz tam sama wtrącona
I na wieki pogrzebiona.”
Rzeknie kto, jak to być może
(Są dziś tacy, żal się Boże!),
Żeby człek zgniły, spróchniały
Znowu powstał żyw i cały?
Ja też takiego niech spytam
Adama (co w Piśmie czytam),
Jako z gliny ulepiony
I w momencie ożywiony?
Mógł człek być z ziemi stworzony,
Czemuż nie z ziemi wskrzeszony?
Czyż moc Boska wiecznotrwała
Z czasy zmniejszona została?
Bóg to chce i Bóg to może,
Wierz, nie wierz, wstaniesz niebożę.
Nie łam głowy, jak to będzie.
Bóg łacno wszystko odbędzie.
Myśl o tym, żebyś wskrzeszony
Na prawicy był stawiony!
Tak jest: Wierzę zmartwychwstanie!
Już w wesołym jestem stanie,
Ani się z tego już smucę,
Że wkrótce w proch się obrócę.
Z prochu wzięty, w proch wrócony
I z prochu będę wskrzeszony!
„Królowi wieków nieśmiertelnemu i niewidzialnemu,
Samemu Bogu cześć i chwała na wieki wieków. Amen.”
W Lis. S. Pawła I do Tymoteusza w R. l.