I
Na jakichś pustyń niezmiernych ogromie,
Co w cichych mroków oceanie toną,
Cień w długiej szacie stoi nieruchomie
Z głową bezładnie na piersi zwieszoną.
Miesięczna jasność, co na twarz mu pada,
Rysy jej rzeźbi i oświetla chwiejna —
Ach! Chrystusowa to chyba twarz blada,
Taka bolesna, taka beznadziejna.