III –
Tam – – chciałbym jedno: w niezmiernym
Przestworzu
Tonąć, jak delfin tonie w wielkim morzu,
I patrzeć z góry, jak woda prześwieca
Przez gąszcze wiklin w poświacie księżyca;
Jak blade róże, czarę aksamitną
Otwarłszy słońcu złocistemu, kwitną;
Jak w czas zachodu na błękitów skłonie
W płomiennych łunach lód na wierchach płonie;
Nad wielkie, głuche, modre oceany
Mgławic leniwe falują tumany,
A po zielonych wyspach gdzieś daleko
Błyszczące węże na słońcu się wleką…
Niech mi tam zapach z górskiej łąki
Skoszone siana i błękitne dzwonki;
Z hal niech mi wichry na skrzydłach doniosą
Woń limb, poranną operlonych rosą;
Niech mi tam szumią z oddali kaskady
Mych gór rodzinnych, szemrzą ciche lasy,
Niech mi w polanach zagrają juhasy,
W upłazach owiec zadzwonią gromady…
A czasem niech mi naokoło głowy
Skrą się owinie wąż błyskawicowy
Lub zabłąkana gdzieś światłość miesiąca
Na oczach moich niech odpocznie drżąca…
Tam – – w owej pustce cichej i bezdennej,
Niech nic zadumy nie mąci mi sennej,
I wszystka pamięć niechaj wyjdzie ze mnie,
Żem tyle pragnął na ziemi daremnie,
Że ile razy ręce wyciągnąłem,
Wszystko mi zawsze było za daleko – –
Tam – – niechaj orły krożą mi nad czołem,
Wiatr łamią piersią i skrzydłami sieką…