A więc na zawsze żegnasz mię? To dobrze
A więc na zawsze żegnasz mię? To dobrze.
Pokój niech będzie z tobą, piękna pani.
Czy z tobą rozstać się boleśnie rani?
Z żyjących jestem: wszystko zniosę chrobrze.
Oto jest pierścień, odbierz. Kamień złoty,
Jak lustro w ramie srebrzystej, majaczy;
Oto są listy, mówiące inaczej
Niźli twe usta…Stylistyczne zwroty.
Nie szydzę, pani. Wierzyłem niezłomnie
W wszystkie twe słowa: „Kochaj mnie wieczyście!
Wiosna! Na drzewach, patrz, pachnące liście!
Wiatr szumi! Słońce świeci! O, pójdź do mnie!”
Lecz nim odejdziesz, pozwól, w twoje oczy
Raz jeszcze spojrzę. Ich czarem spowity,
Mówiłem zawsze: „Żywe chryzolity,
Lśniące w głębinach miłosnej roztoczy…”
Lecz nim odejdziesz, pozwól, niech popieszczę
Twoje przesłodkie, rytmiczne kolana,
Niechaj zmysłowe zaśpiewam hosana!
Na twoim łonie, gdzie jest blask i dreszcze!
I myśleć, że tam jakieś bezimieńce
Wtargną do twojej piękności świątyni,
I pośród tłumu, tej ducha pustyni,
Zgasną na twoim czole – moje wieńce!…
O, żegnaj, żegnaj! Odsunę wrzeciądze,
Otworzę wrota serca, gdzie, wśród mgławic
Szumnej purpury, lśnią pęki błyskawic
I w harfę życia dzwonią moje żądze!
Odejdź! Ostrożnie! Zapalę płomienie,
Bo ciemność nocy głęboko się szerzy –
A ty w dół idąc za szczytów mej wieży,
Potknąć się możesz i runąć w bezdenie…
(Węglem smutku i zgryzoty VIII)