Z lasu
Las nocą rośnie jak jezior poszum.
Droga kołysze we mchu, we mchu.
Ciężkie kolumny mroku się wznoszą.
Otchłanie puste z ciemności płoszą
Krzyk zły, wysoki jak ze snu
A dołem potok ludzi i wozów
I broni chrzęst we mgle, we mgle.
Spod stóp jak morze wydęte grozą
Nieujarzmiona piętrzy się ziemia
I głosy ciemne leżą w przestrzeniach
Jak to, co czeka obce i złe.
Żołnierze smukli. Twarzyczki jasne,
A moce ciemne trą się i gniotą,
Lądy się łamią, sypie się złoto
I chyba pancerz ziemi za ciasny
Pęka, rozsadza i grzmi, i grzmi.
Twarzyczki jasne! na widnokręgach
Armie jak cęgi gną się i kruszą.
O moi chłopcy, jakże nam światy
Odkupić jedną rozdartą duszą?
Kochać, a to się wydaje mało,
Ginąć – to słabość tylko wyzwolić,
Bo nie nadąża chłopięce ciało,
A ciemność stoi i grzmi, i grzmi.
Las nocą rośnie. Otchłań otwiera
Usta ogromne, chłonie i ssie.
To tak jak dziecko, kiedy umiera,
I tak jak ojciec, który żyć musi.
Przeszli, przepadli; dym tylko dusi
I krzyk wysoki we mgle, we mgle.
(27 VI 1944r.)