O granicach – Gajusz do Meona
Prowincje odchodzą, granice pozostają w nas
jak blizny, raz na całe życie.
Zwiedziłem świat, poznałem dzikie ludy,
ich obyczaje, miasta i języki…
I wiem jedno Meonie, granice nosimy w sobie
od zarania świata..
Mimo, iż żyjemy w cieniu Coloseum,
Forum Romanum, akweduktów, bibliotek i
szkół filozoficznych, to podzieleni
– niesiemy w sobie
jak Tybr po wiosennych roztopach –
wiry podziałów, rwący nurt ślepej buty
i nienawiści.
A przecież rzymska wilczyca ostrzegała nas
przed obłędem władzy;
Erynie tylko czekają na nasze zmęczone dusze,
Lete kusi „utratą pamięci”.
Czy wyobrażasz sobie Meonie kolejne sto lat
spędzone nad Stygijskim jeziorem?
Skąd w nas tyle sprzeczności; z jednej
strony troska o bliskich, z drugiej
szaleństwo nieśmiertelności uwieńczone
stosami pokonanych…
I ta obłąkana pewność o nieomylności
własnych sądów, egoizm i pycha
niszcząca nas – dzień po dniu
od środka Meonie, jak tantalowe męki…
ocalenie zawsze tylko w zasięgu..
Polegli przychodzą do mnie zwykle nad ranem,
ich puste domy, wyludnione ziemie…
Milcząc nawiedzają prowincje
mego snu…nic już nas nie dzieli
oprócz jawy, mimo to „rządzą” nami
nasze ograniczenia.
Pozostają w nas jak wyrocznie
raz na całe życie.
12.07.07/28.09.08