Ulica Szewska
Zabrali mi szewską pasję i tory tramwajowe
chociaż dalej noszę te pręgi na szyi.
Jak myślicie, czy można odzyskać wiarę
czepiając się na siłę świata
wbrew wyrokom losu?
Jestem tu z wami wtłoczona ciasno
między Świdnicką i rzekę,
staram się śledzić wasze kroki. Kolokwia
zaliczam tak jak wy, w drugim terminie.
Siedzę pochylona w Ossolineum nad lampą
i czuję dotyk Anioła Ślązaka, czasem
przetnie mi drogę wychudzony Lelewel
z poplamionym świecą rękopisem.
Tylko Różewicz niezmiennie wpatrzony w siebie
powtarza na głos w korytarzach „odrzuconą” Kartotekę.
Gdzieś między historią a mistyką krąży
Jakub Boehme, niepiśmienny alchemik słowa,
apologeta boskiego przekazu.
Mijamy się o krok, może dwa.
Życie płynie dalej leniwym nurtem
ciągle tylko o rzut kamieniem
od swego sedna.
Krzyżują się nurty Odry i moich myśli,
giną bezpowrotnie gnostyczne szkoły. Pozostaje
nostalgia i to ciągle oczekiwanie na przyjście Mesjasza,
na to coś co odrodzi w nas nadzieję
na pełnię życia.
Na ten haust prawdziwej wiedzy
o tym co przed nami – kres czy następna granica
– myśli, uczuć, wyrzutów sumienia?
Tylko czasem tu Charon
swojskie grosze
na obole zamienia.
8.12.2007r.