Jesień
I znowu do nas przyszłaś niezaproszona
I jak zawsze z coraz to krótszymi dniami
Żółtawa brunatna nierzadko czerwona
A bardzo chcesz pomieszkać razem tu z nami
Popatrz wszystko na twój widok posmutniało
Gwiazdy pochowały się za czarne chmury
A przecież nic złego się teraz nie stało
Poranek obleczony w kir szarobury
Liście spadają narodzone w czas wiosny
Na ziemi pod stopami jeszcze szeleszczą
Już umilkł skrzydlatych chórów śpiew radosny
Ptasie matki w gniazdach młodych też nie pieszczą
Zimny wiatr wieje prosto w oczy stęsknione
Za obrazem jasnego bezchmurnego nieba
Łąk bogatych w wysokie trawy zielone
I słońca gorącego jak bochen chleba
Na alejkach odbijają się kałuże
To w nich liście ostatnie wydają tchnienie
Na pajęczyny niciach przyszłość dziś wróżę
By po smutkach nie zostało choć wspomnienie