Polska poezja

Wiersze po polsku



Jesień (parodia)

Od tłumacza: Jiří Orten był poetą niewątpliwie wybitnym, tyle że strasznie monotematycznym w swoich smutencjach i przy tym nierównym w poezji. Nie ma się zresztą czemu dziwić: trudno być wesołkiem, jeśli się jest Żydem w kraju okupowanym przez nazistów, a co do poziomu, no to cóż, chłopak miał 21 lat w chwili śmierci. W ramach zatem pewnego odprężenia od gotyku nieustająco królującego w tym dziale wiersz Jesień, chyba najsłabszy z tych, które znam Ortena, w przekładzie bardzo dowolnym, który jakoś tak sam mi się ułożył w głowie, kiedy Podzim pierwszy raz czytałem.

T. M. Larczyński

Jesień

Ach, dziś mnię ciśnie w duszę,

Kurde bieda.

Gram na kibordzie. Łzami się krztuszę.

Wolniej, kapela, to nie black metal!

Czegoś tam chcieli.

Ja nie słyszałem.

Surowemu szefowi kapeli

Z miłości do funku się spowiadałem.

Funku, tak, matko. Co za upadek.

Koniec z karierą w bluesrocku.

Już za kibordem nie mój tkwi zadek

W pijanym geście w rozkrocku.

Idę znów, wrzesień w słowie,

Idę w mą zwiędłą dal,

Pójdę na cmentarz, potnę się w grobie

Będę jak Kurt Cobain 2.
…a dla chętnych wersji niezmasakrowanej, jak zwykle, oryginał:

Podzim

Ach, dnes mne duše tlačí

A nemohu již dál.

Hrám na varhany. Pláči.

Nestačím na pedál.

Něco mi vyprávěli.

Něco jsem neslyšel.

K příkrému nepříteli

Pro zradu jsem si šel.

Pro zradu, ano, matko.

Nádherná smrt v ní jest

Měněna ve princátko

Opilých slz a gest.

Jde zase, září v slově,

Jde ve svou zvadlou dál,

By se na hřbitově

Dušičkám zaprodal.


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 2,50 out of 5)

Wiersz Jesień (parodia) - Jiří Orten