Polska poezja

Wiersze po polsku



Noc Listopadowa – Scena 4

SALON W BELWEDERZE

(Ciemno. Na ogrodzie noc księżycowa).

GENDRE
(pijany, leży na kanapie).

LUBOWIDZKI
(chodzi po salonie).

GENDRE
Przynosisz wiadomości – ? – Masz relacje czyje?

LUBOWIDZKI
Gdy pora się nadarzy – wszystko mu odkryję.

GENDRE
Patrz – by nie było późno. – I cóż wiesz nowego?

LUBOWIDZKI
Wiem dla samego Księcia. Cóż tobie do tego?

GENDRE
Nie wiesz nic.

LUBOWIDZKI
Wiem dla siebie.

GENDRE
To i schowaj sobie.

LUBOWIDZKI
Dla Książęcia pracuję. – Zysku zazdrość tobie – ?

GENDRE
A może by partyjkę?

LUBOWIDZKI
Nie mam dzisiaj głowy.

GENDRE
To szkoda, że bez głowy wychodzisz na łowy.
Książę, choćby cię nawet przyjął najłaskawiej,
rogi, jak rogi – głowy nie przyprawi.

LUBOWIDZKI
Gadaj zdrów – chcesz wyłudzić ode mnie pieniędzy.

GENDRE
Masz dukata, łajdaku – tuczysz się na nędzy.

LUBOWIDZKI
(goni za dukatem)
Dukat zawsze dukatem, piechotą nie chodzi.

GENDRE
Najlepiej go ocenisz ty, książęcy złodziej.

LUBOWIDZKI
(odrzuca dukat w kierunku Gendra)
Przestań, pijaku, bo to mnie już nudzi.

GENDRE
Pyskuj ciszej – bo Książę jeszcze się obudzi…
(głuchy łoskot)

LUBOWIDZKI
Cóż to? Biją do bramy?! Rozwalają wrota?!

GENDRE
A cóż mnie to obchodzi? – To twoja robota.

LUBOWIDZKI
Trzeba obudzić Księcia!

(wpada do sypialni).

KAMERDYNER FRIEZE
(wpada ze drzwi w głębi)
Trzeba Księcia budzić!
(wpada do sypialni).

GENDRE
Niech Książę śpi spokojnie – na co ma się trudzić?
Co ma być, niechaj będzie. –

FRIEZE
(ze sypialni)
(wywleka W. Księcia półubranego)
(wlecze go po ziemi przez salon)
(do drzwi w głębi)
(gdzie znikają).

LUBOWIDZKI
(w sypialni)
Ha! na pomoc! Zbóje!!

PODCHORĄŻY
(w sypialni)
Masz, łajdaku! – Już uciekł!!

SPRZYSIĘŻENI
(w kilkunastu wpadają ze sypialni na salon)
(przebiegają do innych pokoi w głębi).

NABIELAK
Któż to tu wartuje?
(nastaje na generała Gendra).

GENDRE
(powalony)
Ja niewinowat – – –

NABIELAK
Milcz, ty synu wraży.

GENDRE
A czy wy wiecie, wy – czyja śmierć znaczy?
Może ta moja śmierć szalę zaważy
i napiętnuje was piętnem siepaczy – ?

GOSZCZYŃSKI
Jeśliś niewinny, winujesz się słowem.

GENDRE
Wot, słowo u was – dym. Zabij, gotowem.

NABIELAK
Chcesz, by rozważać twą śmierć – rozważyłem.
(uderza bagnetem).

GENDRE
Nieszczęście!

GOSZCZYŃSKI
Sława!

GENDRE
Przeklnij Bóg –

NABIELAK
Łajdaki.
Ty kartowniku, złodzieju…

GENDRE
Rycerzu.
Ty mordujesz; czy myślisz, że z Bogiem w przymierzu?
Znajdzie się na was sąd.

NABIELAK
Sądu nie będzie.
Od dzisiaj my jesteśmy sądem i my sędzię,
a wam się znaczy kres. – Ty wziąłeś swoje.

GOSZCZYŃSKI
Pójdź – dalej – musim przebiegnąć pokoje.
Tamci tam już pobiegli – my w te drzwi – bacz pilnie,
byśmy jak w labiryncie błędnym nie zbłądzili.

(przy drzwiach u przodu z lewej)
Drzwi zaparte.

NABIELAK
Poszarpnij.

GOSZCZYŃSKI
Ktoś trzyma.

NABIELAK
Ciąg silnie.

GOSZCZYŃSKI
Czekaj. Księżnej pokoje – może – ?

NABIELAK
Pchnijmy razem.
Słyszysz – tamci wracają – ? Czasu nie ma chwili.
Jeśli tam zdołał umknąć – ?

SPRZYSIĘŻENI
(wbiegają ze drzwi w głębi z lewej)
(przebiegają ku sypialni).-

GOSZCZYŃSKI
Patrzaj, ktoś mię sili.

NABIELAK
Kolbą we drzwi – uderzaj!

GOSZCZYŃSKI
Już klucz przekręcony
i zasuwka zapadła – osób kilka słyszę – –
odbiegają – –

NABIELAK
Uderzaj!

GOSZCZYŃSKI
Ha!

NABIELAK
Któż jest na progu – ?
(Drzwi się roztwierajq)
(pada przez nie światło świec).

JOANNA
Jestem Książęcia żoną.

GOSZCZYŃSKI
Polka.

JOANNA
Wy morderce.

NABIELAK
A jeśli łotra żoną ty – ranionaś w serce.

JOANNA
Ustąpcie – tam po moim trupie!

GOSZCZYŃSKI
Egzaltowana lalko – lwico sentymentu,
bierz uczucie pogardy.

JOANNA
Bierz uczucie wstrętu.

NABIELAK
Ukryłaś tchórza – dosięgniem – dzierż siłą.

JOANNA
Precz stąd – to podłość.

GOSZCZYNSKI
Milcz – odejdziem sami.
Niechże dla cię ostanie – twój mąż; – ty kobieta,
jeśli nie wiesz, że miłość podła ciebie plami,
żebyś piękniejsza była ty: Judyta.

JOANNA
Ja Polka – i jeżeli Bóg miłość rozpali,
to ja kocham i bronię, choć dwór mój się pali.

GOSZCZYŃSKI
Tu jest człowiek raniony.

JOANNA
(podbiega, gdzie leży Gendre)
Boże.

NABIELAK
Był omdlały.

JOANNA
A to ten – był pijany –

(Słychać strzały).

NABIELAK
Co to?

GOSZCZYNSKI
Padły strzały.

NABIELAK
Jakiś tętent…?

JOANNA
To jadą Księcia kirasjerzy.

NABIELAK
My jesteśmy tu sami – już nasi uciekli.

(biegnie ku drzwiom z prawej, w głębi).

GOSZCZYŃSKI
(biegnie za nim).

JOANNA
Nie tamtędy –

GOSZCZYNSKI
Chcesz szydzić – ?!

JOANNA
Ha, bądźcie wy wściekli,
rycerze czynu – – – ocalę rycerzy.
Przez te drzwi!

(wskazuje drzwi sypialni).

NABIELAK
Więc tam nie ma!?

JOANNA
Spiesznie!

GOSZCZYŃSKI
Już w podwórzu!
(wybiegają).

JOANNA
Ha, trup we drzwiach sypialni.

W. KSIĄŻĘ
(wbiega z głębi, z lewej)
(przypada jej do nóg)
Polka – Polka!

JOANNA
Tchórzu!

W. KSIĄŻĘ
Wolałabyś ty mnie zagrać notturno
sentymentalne nad popiołów urną,
gdyby ja padł – ?

JOANNA
Jak padł twój wierny.

W. KSIĄŻĘ
Mój wierny pies – – zsiniały, tak już – czerny.
Ha – a! – Wywlec go precz!

LOKAJE
(wynoszą ciała Gendra i Lubowidzkiego).

JOANNA
Zawiążcie mu rany.

W. KSIĄŻĘ
Pomarł już – takoj sczezł – wot, posiekany.
Tak bym ja byt… Wyrzucić – trup – trup – zimny, siny.
Poszedł. A diabeł tam spisuje jego winy.
Przegrał! – Ja jeszcze gram – stawka ostatnia.

OFICER KIRASJERÓW
(wchodzi)
(salutuje)
Wasza Wysokość. Wsio buntowszczyki uciekli.

W. KSIĄŻĘ
Uciekli!! – Cha cha cha. – A on – ten z posągu?
Uciekł takoj? – A!

(głos mu się łamie).

OFICER
Kto? Wasza Cesarska?

JOANNA
O kim ty mówisz?

W. KSIĄŻĘ
Wot – koń jego parska
pianą i wyrzuca mnie krew na koszulę.
On na koniu, sam śnieżny król – wskazał buławą,
a koń kopytem w pierś – w pierś moją bije –
tratuje mnie – na moje wdarł się loże!
A rycerz, król z kamienia krzyknął: Heliodorze!!!

(przypada do ziemi)
Ratunku!

KURUTA
Do stu diabłów.

JOANNA
Jezus Maria! mdleje!

W. KSIĄŻĘ
Czujecie wy woń siarki w powietrzu? Wonieje – –

LOKAJE
(przynoszą ubiory W. Księcia).

1 LOKAJ
(podając)
Wasza Cesarska Mość….

2 LOKAJ
(podając)
Wasza Wysokość….

1 LOKAJ
Niech Wasza Miłość wdzieje – rękaw – drugi…

2 LOKAJ
(podając)
Ineksprimable Waszej Wysokości…

1 LOKAJ
Wstęgi…

2 LOKAJ
Gwiazda.

l LOKAJ
Szpada.

W. KSIĄŻĘ
Kto wy jesteście – ?

1 LOKAJ
My pokorni…

2 LOKAJ
Sługi.

W. KSIĄŻĘ
Myślałem – że koło mnie szatański śmiech gada.

JOANNA
Uspokój się –

W. KSIĄŻĘ
(kładzie na głowę pióropusz)
Spokojna ty! – Żmijo – cudowna!
Ty byłaś w zmowie z nimi.

JOANNA
Z kim? – Pleciesz, głupcze.

W. KSIĄŻĘ
Z nim! – Ty byłaś w zmowie! – Z białym królem.

JOANNA
Ach, drwisz szydersko – gdy pierś moja bólem
się pełni, za ten czyn spełniony –
że to są moi.

W. KSIĄŻĘ
Bracia!!!

JOANNA
Ty szalony.

W. KSIĄŻĘ
Szalony ja. – Wiesz, z kogo ja szaleństwo wziął?
(dobywa szpady)
Ja wyjął dzisiaj miecz – – i będę klął!

SZWADRON WOJSKA
(wchodzi do salonu).

W. KSIĄŻĘ
(komenderuje)
Stać tam!

JOANNA
Wydaj rozkazy!

W. KSIĄŻĘ
Polska czarownico.
Któż to piekielnym ogniem ogrzał twoje lico?
Nadzieja! Węże, żmije w oczach twych się prężą.
Ty może myślisz, że oni…..

JOANNA
Zwyciężą!

W. KSIĄŻĘ
Polska… ty polska krwi, przeklęta jędzo!
Ty myślisz może, że oni mnie…..

JOANNA
Wypędzą!!

W. KSIĄŻĘ
Ha! –

(biegnie ku niej)
(by uderzyć ręką).

JOANNA
(mdleje)
(opadając na ręce panien).

W. KSIĄŻĘ
Vraiment – c’est une dame.
Je deviens Polonais – i chcę bić, jak cham.

KURUTA
(salutując)
Generał Potocki – na czele swego pułku – jest – otoczył domek – i
sprowadził działa.

W. KSIĄŻĘ
(w przerażeniu)
Otoczył!! Staś Potocki?!

KURUTA
(śmieje się)
Nie – idzie z pomocą.

W. KSIĄŻĘ
Z pomocą? – Podły – ach, charmant garcon.

STANISŁAW POTOCKI
(wchodzi)
Bon soir, mon ami, cher prince?

W. KSIĄŻĘ
Que dit-on
de moi? – – Varsovie va se taire!
On parlera de vous aupres de 1’empereur!
Donnez l’ordre! mon vieux-beau – que la Pologne meurt!
Marchez – sur Varsovie – et massacrez tout!

POTOCKI
(milczy)
(posępny).

W. KSIĄŻĘ
Comment? – Tu restes muet?

(drży)
(patrzy na Joannę)
(przerażony)
(krzyczy:)

Zbudźcie ją ze snu!!


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 5,00 out of 5)

Wiersz Noc Listopadowa – Scena 4 - Stanisław Wyspiański