Polska poezja

Wiersze po polsku



„Białe róże krwi”

Białe róże krwi rosną przy mej celi – a dokoła bór w swych upiornych snach. Kiedy zimna noc – jako czarny ptak – na wierzchołkach gór zostrzy krwawy dziób – dwie siostrzyczki me – ach, dwie obłąkane z lśniącymi oczyma, jak zaklęte skarby – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – i słucham piosenek – i drżą srebrne rosy – odmykam okno gotyckiej wieżycy. I łkają słowiki i z szumem drżą fale – do groty umarłych wszedł księżyc. Węże znad jezior prężą się uśpione, a drzewa olbrzymy pośród chmur i nieba. Gwiazdy jak róże kwitną wśród gałązek, taniec szkieletów – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – Na katafalku z czarnych kamieni leży blady królewicz i litośnie patrzy na swą zabójczynię. Ona, jak posąg, bezmowna – w ekstazie bólu uśmiecha się przez zasłonkę grobu. Patrzy litośnie królewicz – dwa jeziora oczu ścinają mu się w lód. – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – Dwie siostrzyczki moje palą kwiat paproci. Ziemia rozpęka w urwisko. Nad jeziorem śmierci siedzi nagi człowiek i w zielonkawą patrzy toń, jako w źrenice święte Ureusa. A strojne karły i wesołki tańcząc na nitkach pajęczych zawodzą spiżowy chorał o narodzinach gwiazd. Mój brat: przed obliczem siedmiu posągów skrzyżowaliśmy nasze miecze i czaszę krwi piliśmy na braterstwo. Całą wieczność szukałem – odnalazłem weseląc się w płaczu moim. Zaklinam go w dawne imiona anielskie – przypomina – budzi się, jak ze snu – uśmiecha się, jak Jehowa, spoza mgławicy, a strumień piany toczy się po zoranych ustach. Prosi bym do uścisku podał dłoń – chwycił mocno rękę moją – zataczając się w okropnej radości, wykręcił i z całej mocy złamał na żelazach. Zmiażdżoną ręką uderzył mię w twarz i wyzwał na straszny – zagrobny bój – w nurtach głębokiej wody. Łzy płyną mu anielskie, rzewne po zbrużdżonym obliczu piorunami, jak ziemia – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – Dwie siostrzyczki me rzucają do ognia pszeniczną śnieć. Siedzę na ganku wśród odwiecznych lip, szafranowe krokusy pachną mi świętem Wielkiejnocy, lilowe malwy i czarne bratki szepcą opowiastki o tych, co minęli. A słońce rozsypało krwawe róże na obłokach – i gdy zagasły – stało się, jakby ktoś ogród zamienił w żuzle i popiół. Pies wierny skomli przez sen u moich nóg. Prowadzi do mnie małe dziecię żona – za rączkę. I cisza taka święta wśród omglonych łąk i lasów. Świerszcze sykają pod progami, żaby rechocą – jakby szklane, grające wirowały sfery. I poszedłem, ach – na drogę pod krzyż i nie wrócę już – nigdy nie wrócę. – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – O siostrzyczki moje, podłóżcie smolny żar i niech rozszumi oceanowym śpiewem ognia ta puszcza. W płonących wirach dymu zapadną się moje czarne księstwa – w roztopach żywicy skamienią się moje napowietrzne jeziora – upiorne skrzydła moje zanurzę w prastarych wulkanach – i tylko serce me złóżcie z modlitwą do ziemi. Nad popiołami zaszumią zboża – będą ludzie pożywać – i błogosławić. Moim Siostrom i Matce.


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 3,00 out of 5)

Wiersz „Białe róże krwi” - Tadeusz Miciński