Na szczycie schodów
Oczywiście
Ci którzy stoją na szczycie schodów
Oni wiedzą
Oni wiedzą wszystko
Co innego my
Sprzątacze placów
Ogrodnicy przyszłych owoców
Którym ci ze szczytu schodów
Ukazują się niekiedy
Zawsze z palcem na ustach
Wiemy dobrze
Jedni mają głowy do łopaty
Inni do myślenia
Tak było zawsze
Więc nie jesteśmy z tych
Którzy przestępują z nogi na nogę
Żony nasze cierpliwie cerują niedzielną koszulę
Rozmawiamy o racjach żywności
O piłce nożnej o cenie butów
A w sobotę przechylamy głowę w tył
I pijemy
Nie jesteśmy z tych co zaciskają pięści
I chodzą między nami jak wściekłe psy
Sprawiedliwie zostaną powieszeni
Bowiem są owocem suchych drzew
A oto ich bezbożna bajka
Rzucimy się na schody
I zdobędziemy je szturmem
Będą się toczyć po schodach
Głowy tych którzy stali na szczycie
I wreszcie zobaczymy
Co widać z tych wysokości
Jaką przyszłość
Jaką pustkę
Nie pragniemy widoku
Toczących się głów
Wiemy jak szybko odrastają głowy
I zawsze na szczycie zostanie kilku
A na dole aż czarno od mioteł i łopat
Czasem tylko śni się
Że ci ze szczytu schodów
Zejdą i siądą koło nas
W chwili gdy rozwijamy z gazet suchy chleb
I rzekną
Pomówmy jak człowiek z człowiekiem
To nie jest prawda co piszą w gazetach
Prawdę nosimy w zaciśniętych ustach
Nie mówimy gdyż jest zbyt bolesna
Dźwigamy ją sami
Nie jesteśmy szczęśliwi
Chętnie zostalibyśmy tutaj
To są oczywiście marzenia
Mogą się spełnić albo nie
Ale i tak do końca życia
Będziemy uprawiali
Nasz kwadrat ziemi
Nasz kwadrat kamienia
Z lekką głową
Papierosem za uchem
I bez kropli nadziei w sercu