Pożegnanie Polski
Pospólny los Polacy, nas z dawien dawna zbratał
na dolę i niedolę na dobro i na zło…
Gdy trębacz nad Krakowem w hejnale stromym wzlata,
a nadzieją strzygę uchem i szabli szuka dłoń.
Tak ładnie wyglądamy w strzępiących się ubrankach –
jak lament Jarosławny jest płacz matczyny: „Idź”
gdy siedemnastoletni, grający na organkach,
jak zawsze wyruszamy, bo się za wolność bić.
Cóż wolność? Wybrać pociąg i mieć w pogardzie konie?
Cóż wolność? Tłuc szklanice? W noc śpiewać, we dnie spać?
Natura już w kolebce wszczepiło nam ironię…
Lecz jest prawdziwsza wolność. Będziemy przy niej trwać.
Kto jeszcze pójdzie z nami? – To problem, oczywista.
Dowództwo – kto obejmie? Kto stanie pośród ciur?
Na kogo ruszyć najpierw? I kto w zaciszną przystań
ukradkiem, milczkiem wpłynie pomiędzy raf i chmur?
Gra trębacz nad Krakowem. Choć poległ, gry nie przerwał,
bo wielka jego miłość. Gra miastu larum. Cyt!…
Agnieszko, myśmy w szkole. Za chwilę – duża przerwa.
Czy słyszysz? Gdzieś za ścianą puścili twista z płyt.