Polska poezja

Wiersze po polsku



Marii Konopnickiej

„A gdy poszedł Stach na boje,

Zaszumiały jasne zdroje,

Zaszumiało kłosów pole

Na tęsknotę, na niedolę”…

Na niedolę, na tęsknotę

Płyną w szumach kłosy złote,

Śród kwiecistych łąk do morza

Płynie w szumach rzeka boża;

Blask słoneczny żarem pali

Po niebiosów wielkiej fali.

A wybrzeżem, bruzdą, miedzą,

Przyrowami, kędy siedzą

Senne wierzby i burzany,

Idzie duch Twój zadumany.

Tęsknicami pól opiły,

Idzie duch Twój do mogiły,

Gdzie po wrzawie, gdzie po wojnie

Stach na wieki legł spokojnie.

Na krawędzi grobu spocznie

I rozprzędza żalów mrocznie

Po dolinie i po lesie –

W krąg, jak cichy szum się niesie,

W krąg, jak powiew trawy depce,

Duch Twój dziwne skargi szepce,

Że gdy wracał król w swe mury,

Chorągwiane wnet purpury

Kłoniły się mu pod nogi,

Gdy król z sławnej wracał drogi.

A Stachowi, gdy go w dole

Po krwawicy, po mozole

Kładły z smutkiem ręce bratnie,

Na ż Egnanie, na ostatnie,

Zimne dzwony bi Ć nie chcia Ł Y,

Bo si Ę rozszed Ł talar bia Ł Y,

” Tylko dzwonki liliowe

Dzwoni Ł Y mu przez d Ą Brow Ę” .

I tak idzie rozmarzony

Przez zapł Ocia, przez wygony,

Przez zagrody i cmentarze

Idzie duch Twó J z sm Ę Tkiem w parze.

Zrywa mię Kki kwiat jab Ł Oni

I jaskół Ki w locie goni,

Skowroń Czane pie Ś Ni Ł Owi

Ś R Ó D gleb Ż Yznych i pustkowi,

Krwią od cierni r Ę Ce plami,

Czoł O zdobi jagodami,

Jagodami tego bolu,

Któ Ry wyr Ó S Ł w naszym polu…

Jakaż wielko Ść w tej ozdobie,

Któ R Ą znalaz Ł duch na grobie!

Jakiż czar si Ę dziwny mie Ś Ci

W tych srebrzystych ł Zach bole Ś Ci,

W któ Rych b Ł Yszcz Ą hen doko Ł A

Nasze drzewa, nasze zioł A!

Jakaż pie Śń si Ę mocna rodzi,

Kiedy, broczą C w ros powodzi,

Duch Twó J w przestw Ó R wlepia oczy,

Patrzą C, komu dzie Ń si Ę mroczy,

A zaś komu ranna zorza

U szczę Snego staje Ł O Ż A!

Jakież rajskie p Ł Yn Ą tony,

Kiedy duch Twó J rozst Ę Skniony

Nadsł Uchuje, sk Ą D w niebiosy

Te rycerne biją g Ł Osy –

Czy od mogi Ł, kt Ó Re p Ł Ugi

Rozora Ł Y w zagon d Ł Ugi,

Czy od Ł An Ó W, gdzie rycerze

Maj Ą k Ł A Ść si Ę w do Ł Y Ś Wie Ż E?

Le Ć Cie, pie Ś Ni i nadzieje,

Razem z wiatrem, kt Ó Ry wieje

Od uroczysk i od granic,

Gdzie bohater skon ma za nic!

Le Ć Cie, pie Ś Ni, po tej fali,

Co si Ę ogniem wiary pali,

Roz Ż Agwionej snad Ź bez ko Ń Ca

W tym wschodz Ą Cym kr Ę Gu s Ł O Ń Ca.

Le Ć Cie, pie Ś Ni, le Ć Cie w go Ś Ci

W ten weselny dom mi Ł O Ś Ci,

Do pa Ł Ac Ó W i pod strzech Ę

Na tryumfy, na uciech Ę!…

I tak duch Twó J idzie, p Ł Ynie

I nie spocznie na wy Ż Ynie,

Sk Ą D w b Łę Kitnej duch Ó W ciszy

J Ę K Ó W ziemskich nie us Ł Yszy.

Rozmarzony, rozst Ę Skniony

Hen! w ojczyste idzie strony

I w pochodzie si Ę nie znu Ż Y,

Ni przestraszy si Ę tej burzy,

Kt Ó Ra Ż Arne zbiera gromy,

By je rzuci Ć w nasze domy;

Nie nastraszy si Ę tej chmury,

Skrywaj Ą Cej w cie Ń ponury

Ż Niwny roz Łó G, by za chwil Ę

W bezlito Ś Nej sypn Ąć sile

Mro Ź Nym gradem… Tylko czasem,

Kiedy strzeli ponad lasem –

Nad rozł Ogiem kiedy strzeli

Bł Yskawicznej smug topieli,

Kiedy piorun za piorunem

Zacznie szarpać chmur ca Ł Unem

I, w niszczą Cej swej pot Ę Dze

Rozszalał Y, gro Ź Ny, dziki

Bezechowe chł Onie krzyki

Tego ludu, któ Ry n Ę Dz Ę

U koł Yski ma i trumny,

Duch Twó J, patrz Ą C w zam Ę T t Ł Umny

Klę Sk i cierpie Ń, i rozpaczy –

W zniweczony patrzą C szlak,

Jak wylę K Ł Y staje ptak,

Swą obecno Ść j Ę Kiem znaczy

I ku niebu zgniewanemu

Rzuca smutne: czemu?! czemu?!

Niebiosa mu nie odję K Ł Y,

A on, duch Twó J, ptak wyl Ę K Ł Y,

Poł Amane skrzyd Ł A nurza

W tych zatorach, któ Re burza

Wyżł Obi Ł A grom Ó W moc Ą,

I, osł Onion Ż Al Ó W noc Ą,

Rzuca niebu milczą Cemu

Swoje ż Alne: czemu?! czemu?!

O radoś Ci, o rozkoszy!

Sł O Ń Ce czarne k Łę By p Ł Oszy,

Rozwarł Y si Ę nieb wierzeje,

W blaskach łą Ka w g Ł Os si Ę Ś Mieje,

Jaskró W Ś Miej Ą si Ę tysi Ą Ce

W ono sł Onko promieni Ą Ce,

A w piwnicy blade dziecię

Zapł Akanej pyta matki:

Hej! matulu, czy są kwiatki –

Czy sł Oneczko jest na Ś Wiecie?…

O rozkoszy, o rado Ś Ci!

Szcz Ęś Cie spieszy ku nam w go Ś Ci,

Fujarkowej odg Ł Os pie Ś Ni

Pochwytuj Ą ptacy le Ś Ni,

Pe Ł Ne ziarna gn Ą si Ę Ż Yta,

A od chaty, od zagrody,

Gdzie zmar Ł z g Ł Odu synek m Ł Ody,

Idzie w Ż Niwny Ł An najmita!…

O uciecho, o wesele!

Ś Wiat si Ę nowym duchem Ś Ciele,

Sprawiedliwy dzie Ń si Ę zbli Ż A,

A przed s Ą Dem, wobec krzy Ż A

Zbrodnia Ż Yciu gr Ó B ju Ż kopie,

Staje n Ę Dzne, biedne ch Ł Opi Ę!

Duch Twó J z skrzyd Ł Y zranionemi

Chcia Ł By uciec od tej ziemi,

W b Łę Kitniejsz Ą lecie Ć dal,

Ale tak mu Ż Al! tak Ż Al!

P Ó Jdzie, wzleci, rozko Ł Ysze

Pi Ó R Ł Opotem Ś Wi Ę T Ą cisz Ę,

Co oprz Ę D Ł A naw marmury,

Gdzie duch jaki Ś spocz Ął wt Ó Ry,

Gdzie tajemny p Ół Mrok g Ł Uchy

Wype Ł Niaj Ą setne duchy,

Przemocarne, przepot Ęż Ne,

W lotach swoich niebosi Ęż Ne,

Nurtuj Ą Ce hen! a Ż do dna

Wskro Ś wieczno Ś Ci fal!

P Ó Jdzie – droga trud Ó W godna –

I w mistycznych m Ż Ach witra Ż Y

Z t Ł Umem duch Ó W tych pogwarzy

Wś R Ó D sklepionych hal…

A z daleka, od tej ziemi,

Ską D szed Ł z skrzyd Ł Y zranionemi,

Cichy wiatr zawiewa,

Cicho szumią drzewa –

Ach! jak mu ż Al! jak Ż Al!

Zmilknij, wietrze! milczcie, jodł Y!

Inne szlaki mnie tu wiodł Y,

Inne mnie tu gnał Y loty,

W kraj promienny, w kraj ten zł Oty!

Łó D Ź ma p Ł Ynie w Ż Ar, w promienie,

W sł Odkiej ton Ę kantylenie –

Pal się, blasku, pal!

Tam niech krwawe gorą zorze,

Niech zagony nę Dza orze,

Niech się zgliszcze w s Ł Up rozdymi,

Przeczerwony, przeolbrzymi,

Tutaj w zł Otne zn Ó W opony

Cyprys tuli się st Ę Skniony,

Pinie tu swą g Ł Ow Ę

Tulą w sny r Óż Owe…

Skier spł Ywaj Ą ametysty

Na pół Mrok Ó W smug srebrzysty,

A ty, wierzbo moja stara,

Czyś ty mara, czy nie mara?

Ską D si Ę wzi Ęł A Ś w tej godzinie

Wś R Ó D cyprysy i w Ś R Ó D pinie?

Ską D si Ę wzi Ęł A Ś na te drogi,

Gdzie rozwiewne, biał E togi

W elizejską p Ł Yn Ą dal?

Ską D si Ę wzi Ęł A Ś, wierzbo siwa,

Na te czary, na te dziwa –

Ach! jak mi ż Al! jak Ż Al!…

Panie! dał E Ś mi stygmaty,

Ż E si Ę mog Ę wznie Ść nad Ś Wiaty

I w błę Kitnej duch Ó W ciszy

Pukać do Twych wr Ó T.

Niech się spe Ł Ni cud!

Niech Twa rę Ka je otworzy

Mojej pieś Ni bo Ż Ej!

Ję K Ó W ziemskich nie us Ł Yszy,

Gdy, wpatrzona w Twoje lice,

Wieś Ci Ć b Ę Dzie tajemnice

Mó Rz, sk Ą D bije Duch!…

Hej! Ze skrzydł Y zranionemi

Nie powró Ci do tej ziemi;

Straci wzrok i sł Uch,

Rozemglona,

Zatopiona

W wiekuistą dal…

Ach! jak jej ż Al! jak Ż Al! jak Ż Al!…


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 3,50 out of 5)

Wiersz Marii Konopnickiej - Jan Kasprowicz