Alchemia miłości
Ci, co głębiej ode mnie grzebali się w sztolni
Miłości, powiadają, że byli w niej zdolni
Trafić na szczęścia głębokie pokłady: Ja dotrzeć do tych skrytych złóż nie dałbym rady,
Choćbym kopał i kochał się jeszcze mozolniej;
Wszystko to fałsz, gdy spojrzeć z bliska: Jak alchemik, Eliksir pragnąc legendarny
Stworzyć, wychwala swój garnek ciężarny, Już gdy z substancji przeróżnych zlewiska Pachnidło lub lekarstwo przypadkiem uzyska –
Tak i kochanków czeka nie szczęście olbrzymie, Lecz noc, krótka jak w lecie a chłodna jak w zimie.
Spokój, dostatek, honor – któż ten skarb wymienia
Na grę mydlanych baniek i lotnego cienia?
Czyż to jest miłość, że mój lokaj zwie się Równie jak ja szczęśliwym, gdy już wreszcie zniesie
I ślubnych, i poślubnych scen upokorzenia?
Jeśli przysięga zakochany, Że ślub łączy nie ciała, ale dusze czyste,
Przysiągłby równie prawdziwie, zaiste, Że w zgiełku gości weselnych zza ściany Słyszy akord, przez sfery harmonijnie grany.
Nie chciej duszy w kobietach; przy całym rozumie Są, gdy się je posiędzie, już tylko jak mumie. Przełożył
Stanisław Barańczak