Poezja
Powstał w duszy mej wprost szaleńczy plan,
Plan, który można przyrównać herezji:
Niech się dzisiaj dowie wszelki stan,
Co ja właściwie sądzę… o poezji.
Jakie w tej sprawie „przekonania” mam,
Jak brzmią zasady tej mojej „teorii”,
Niech słucha mędrzec i niech słucha cham
Teoretycznej mej fantasmagorii!
Będą te słowa jak taneczny krok!
Będą – jak złota do Stolicy droga!
– Poezja – jest to, proszę panów, Skok,
Skok barbarzyńcy, który poczuł Boga!
Jest to pierwotny, czippewajski krzyk
I chutna miłość do rodzącej ziemi,
Zadowolony barbarzyńcy ryk,
Gdy ujrzał Ogień oczy zdumionemi.
Wtedy – podskoczył! – To – poezji Bóg!
Skoczył – i krzyknął słowo obłąkańcze!
Poświęcił Bogu chaty swojej próg,
Poświęcił tańcem. Więc i ja też tańczę.
2
„Co? (pyta jakiś ironiczny pan)
Dla nas wszak ogień to już nic nowego!
Że dzikus tańczy lub dzikusów klan,
To i my tańczyć musimy? Dlaczego?!”
– Pardon, mój panie… Dla nas? Cóż to jest?
Pan będzie łaskaw wyrażać się ściślej!
„Dla nas!” I przy tym – ręką taki gest!
Przepraszam, kogo pan dobrodziej myśli?
Co do mnie (- może pan wierzyć lub nie -)
Cieszę się z ognia Tak samo jak dzikus!
Ogień! Gałęzie płoną! Tlą się pnie!
To Bóg Najwyższy, Deus Magnificus!
Tak jest ze wszystkim! Rzecz! Cielesna rzecz!
Dotknąć, zobaczyć, usłyszeć wprost chciwie,
Kamienie w ręce brać i rzucać precz,
Powietrza w płuca zaczerpnąć łapczywie!
To jest wszak bycie! To jest przecież Bóg!
A Boga sławić trzeba – więc się pląsa,
Skacze się, śpiewa, szuka nowych dróg.
To… to… – Eh, widzę, że pan znów się dąsa!
3
Nie stracił czaru romantyczny smęt
Róż i słowików, rusałek i goplan.
Lecz coraz szybciej warczy życia pęd:
Tam, gdzie jest księżyc, jest i aeroplan!
Nie stracił mocy Achilles i Piast,
I chwalon będzie każdy, kto bohater!
Lecz już z czeluści elektrycznych miast
Tłum wielki bucha, jak lawa przez krater!
A kto jest wyższy – może wyższym być,
Niechaj na skroń mu liść laurowy kładą,
Lecz i Przechodniom ma być wolno żyć!
Starzec olbrzymi rzekł mi: Camerado!
A kto marzenie ukochał i sen,
Niechaj je w śpiewną splata słów perlistość!
Lecz oto z szczytów i przepastnych den
Dźwiga się potwór: Wielka Rzeczywistość!
Byłaś, Poezjo, teatralną grą,
Miałaś swe stałe, stare rekwizyty,
Lecz oto moce niesłychane prą,
I śpiew Powszechny bije pod błękity!
Gromada śpiewa, współczesności chór,
Tłum ekstatyczny, który w bezmiar urósł!
Hej, Życiu drogę! Stanął groźny Zbór,
Na spotkanie Zborowi – Futurus.
4
Będę ja pierwszym w Polsce futurystą,
A to nie znaczy, bym się stał głuptasem.
Co sport z poezji czyni i z hałasem
Udaje maga, a jest tylko glistą;
I to nie znaczy, bym na przeszłość plunął,
Bym zerwał w wierszu nawet… z przeszłym czasem,
Lecz iżbym stał się Idącego łuną,
Bym głosił nową Wiedzę Oczywistą
I iżbym na was jak słup ognia runął!
Chcę swoje tańce, żale i zachwyty,
Smutki, spojrzenia, szaleństwa i burze,
Tęcze, koszmary, jesienie, podróże,
Noce, księżyce, wichry i błękity,
Pożary, gniewy, przemknienia i cienie,
Rozpusty, słońca, zwycięstwa i róże,
Przepaści, zbrodnie, niziny, przestrzenie –
Wszystko na Moje wyprowadzić szczyty,
Wszystkiemu chcę dać Równouprawnienie!
„Wpływy?” Ja wpływów nie wstydzę się wcale!
To duma moja, że Bożych olbrzymów
Uczniem się stałem! Że śród moich rymów
Znajduję echa, co dźwięczą wspaniale!
Że dusza moja znalazła Patronów
Śród lat minionych, śród ofiarnych dymów
Wielkich Kapłanów – nie pośród histrionów,
Mimów i mydłków, zdobnych w póz blachmale,
Nie śród wymoczków, nędznych epigonów!
Idziesz, Poezjo Nowa! Jak przed burzą,
Duszno nam… Czujem, że się chwila zbliża,
Kłębem czerwonym wiruje, lot zniża,
Czyhamy na nią, i dni nam się dłużą,
Bo wiemy: nocą zbudzimy się z krzykiem,
Z stygmatem w duszy świetlistego krzyża,
Każdy się stanie znów orędownikiem,
W nowym Chrystusie dusze się zanurzą
I będą pełgać boskości płomykiem.
Idziesz, Poezjo! Wkrótce się zespoli
Myśl i żelazo, westchnienie i Miasto!
Nowego Boga urodzisz, Niewiasto!
Wstanie ogromny w Życia aureoli
I będzie Ludy nauczał żywota,
I będzie Nowych Zdarzeń protoplastą,
A pójdzie za nim uboga gołota
Z twierdz, z miast, z podziemi, z fabryk, z ulic, z roli,
I wszystkich Jutrznia rozsłoneczni złota!
Bo to są Ludzie!!! Bo to są narody,
Przed Bogiem równe i Bogu nie krzywi!
Bo to są dusze! To są Ludzie Żywi,
Których czekają jasne życia grody
I dusz pradawnych edeńskie stolice,
W których się człowiek odrodzi, ożywi,
Poczuje Boga, ujrzy Jego lice,
I wstąpi w siebie – nowy, świeży, młody,
I znikną wszelkie życia tajemnice!
Niewiasto każda! Bądź nową Maryją!
Mężczyzno każdy! Bądź Józefem nowym!
Ciała połączcie uściskiem ogniowym!
Pocznij, Niewiasto! W łonie twym się kryją
Takie cudowne, wielkie możliwości,
Że świat się wstrząśnie hymnem milionowym
Wielkiej Radości, Niebiańskiej Miłości,
Że dusze nasze Przez siebie odżyją,
I będziem siebie gościć, jako gości.
Och, nie! Nie śmiejcie się, żem jest „prorokiem”!
To nie proroctwo! To wola! To pewność!
Poezja moja – to nie tylko śpiewność,
Zrodzona szczęściem lub żalem głębokim…
To Rewolucja Dusz! To śmiałe Rzuty!
(…Ale i rzewność, niezgłębiona rzewność…)
To są przeczucia człowieka, co, skuty
Słowem i myślą, i życia wyrokiem,
W czynie nie może wykazać swej buty!
5
Dosłownie, dobitnie, wyraźnie,
Dla powszechnego zrozumienia.
Bo o czymż mówię?
O jednej wszechobecnej Sprawie,
O prawdzie widomej, o bezspornej oczywistości:
Sławię Bogo-Ducha, przez tysiączne Rzeczy i Wcielenia.
Przez fale wieków i światów ogromy,
Sławię dzieje, pochwalam istnienie,
Tłumaczę śmierć.
Raduje mnie boskie moje człowieczeństwo,
Raduje rozkosz groźnych możliwości,
Oddycham, oddycham,
Pełną piersią, płucami jak miechy…
Olbrzymie uczucie rośnie.
6
Olbrzymie uczucie rośnie i dech zapiera,
W oczach mam stepy, w uszach wichury, a w sercu dzwony –
Ogarniam, obejmuję, widzę,
Wzruszenie do gardła się wznosi,
Krzyknę – bo mi tak radośnie, radośnie, radośnie!
Otwórzcie się, najdalsze widnokręgi, głębie i wysokości!
Wiatry szerokie – wiejcie, wiejcie!
Jest mi ogromnie i powszechnie,
Zamykam oczy i śmieję się, i śpiewam
Beethoveniczne urojone psalmy,
Wyprężam ramię – prowadzę –
Chodźcie! – – – –
Nie chcę wam być przodownikiem,
Chętnie w tłum się wcisnę,
Będę ultimus inter pares,
Chodźcie, chodźcie,
O, rozmaici, oddzielni, wszyscy współcześni!
Muzyka gra marsza!
O, żywe, porywające, radosne akordy!
Co się dzieje! Co się dzieje!
Nauczyłem się cudownej pieśni,
Tryumfuję, szaleję z radości,
Upiłem się światem Bożym,
Pokochałem ostateczną miłością,
Za pan brat jestem z nieskończonością!
Chodźcie, chodźcie!
Liberté! Fraternité! Egalité!
Pochód idzie, manifestacja
Braci Czerwonej Krwi!
Otwórzcie bramy, okna i drzwi!
I serca otwórzcie!
Allons enfants! Allons enfants!
Hurra! To moja Marsylianka życia!
Hurra! To moja wesoła poezja!
To moje pijaństwo świeckie,
Moje święto wszechświatowe!
Kajdany rwę!
Allons enfants! Allons enfants!
„Le jour de la vie est arrivé!”
7
Słyszeliście już taką pieśń: przybyła zza oceanu, wspaniałym potokiem płynęła z ust barda siwobrodego.
Ja zaś, ku chwale ojczyzny mojej przeszczepiam obce pędy na Drzewo Rodzinne, na krzepki Dąb Polski.
Niech wrosną głęboko w trzon jego aż do korzeni, niech się rozłożą koroną konarów szeroko nad moją ojczyzną.
Niech rozrastają się dalej świeże gałązki, niech zazieleniają się liście na Dębie prastarym!
Donośny głos antyfilozofa ku utrwaleniu nowej poezji.
8
Niech we mnie Bóg rozgorze, jak słoneczny żar,
Iżby mi duszę światłość żywota poiła.
Twórczość moja precz rzuci nakaz dawnych wiar,
Ale się skłoni wszędzie, kędy jest mogiła.
Twórczość moja ogarnie wszechbędący Byt.
Poprzez wieków kurzawę – wieki będzie gonić,
Będziem stolicom ducha zapowiadać świt
I na Twoje witanie, o Idący, dzwonić!