W ruchu
Ciężarówka z przyczepą pełznie przez mgłę –
olbrzymi cień larwy ważki,
który porusza się w szlamie na dnie jeziora.
W ociekającym lesie spotykają się reflektory.
Nie widać twarzy tego z naprzeciwka.
Rzeka światła przedziera się przez igliwie.
My, cienie-pojazdy przybywamy zewsząd
o zmierzchu, jeden za drugim formujemy szyki,
mijamy się, suniemy z tłumionym warkotem
przez równinę, gdzie fabryki przycupnęły na czatach,
a budowle zapadają się dwa milimetry
na rok – z wolna pochłania je ziemia.
Niezidentyfikowane łapy odciskają ślady
w najgładszym tutaj wyśnionym produkcie.
Ziarna próbują przetrwać pod asfaltem.
Lecz najpierw kasztanowce, ponure jak gdyby
miały zakwitnąć żelaznymi rękawicami
zamiast białych kiści, a za nimi
biuro przedsiębiorstwa – zepsuta świetlówka
miga miga. Tu są ukryte drzwi. Otwórz!
spójrz przez odwrócony peryskop
w dół – w ujścia, w głębokie rury,
gdzie glony rosną jak brody umarłych,
a Czyściciel płynie w śluzowej szacie
słabnąc z każdym ruchem, bliski uduszenia.
I nie wie nikt, co będzie – tylko to, że łańcuch
pęka i wciąż jest sczepiany na nowo.