Zwarła dłonie żałobnie pod szalem
Zwarła dłonie żałobnie pod szalem…
– Czemuś blada, choć oczy bez łez?
– Bo mu duszę goryczą i żalem
Napoiłam po brzeg i po kres.
Zataczając się, wyszedł ode mnie –
Gorzkim skurczem ból usta mu zwiódł.
Zbiegłam za nim schodami przez ciemnię,
Zbiegłam za nim bez tchu aż do wrót.
Zawołałam: “To żart! Tyś mi drogi!
Wróć!… Nie wrócisz – więc nie chcę już żyć…”
I ten uśmiech męczeński i wrogi,
I te słowa: “Zaziębisz się. Idź.”
Tł. Maria Helena Szpyrkówna