Kobieta z prawa
Tam jest to, mówiące,
zadziwiające mnie tym,
że wznosi sobie włosy;
co wstydzi się upaść i grozi upadkiem,
jabłka toczą się na uwięzi,
cienkie zaś są uwięzie i chłodne;
tam – „R”, wezbrane to „R”,
krąg ów zdumiewających „R”,
tam igiełki od krwi jaśminu,
tam
jak gdyby przemywano jelenie oczy i rogi,
a tum, gdzie ja,
tu jak gdyby chrust rozkładano.
Wywołamy śnieżycę –
i zachrobocze
w zapadliskach witryn.
Bez imienia wołajmy,
rzucając niby
krzyżujące się białe linie.
A tam –
plecy te,
zmieniające mnie jak jelenie lasy,
i ona, jak zabójstwo, jest i nieobecna,
i straszliwie odosobniona imieniem
od po prostu człowieka,
jakby we śnie podarowali
żelazną formę rozdroża,
mówiąc, że to wieczność,
i uwierzywszy w to poczułem się nieszczęśliwy,
I płaczę
we wszystkich kątach
samego siebie.