Ameryka, Ameryka!
Jestem poetą rzeki Hudson i tego, co z niej się wspina
świateł, gwiazd, mostów
A także mianowanym przez siebie laureatem Nagrody Atlantyku-
serc ludzi, którzy go przebyli
po Amerykę nową.
Wlokę się pod ciężarem chimer, nadziei zdobytych
w znoju chorej ekstazie zrywach
i ciągach nastroju, dziwach udziwnionych
Królestwa emocji, które trzeba dostrzec i przed którym ostrzec.
Bom jest poetą żłobka ( w mieście)
i cmentarza ( w mieście)
Gazem i jazzem tajemnego miasta w sercu i w głowie.
To pieśń naturalnej jaźni miasta Dwudziestego Wieku.
Prawdą jest, choć częściową, że miasto to tyrania liczb
( To zaśpiew jaźni miejskiej metropolitalnej i metafizycznej
Powstałej z pierwszych dwóch Wojen Światowych Dwudziestego
Wieku)
To miasta jaźń, co spoziera jednym rozjarzonym oknem w drugie
Gdy kwadraty i szachownice błyskają nocą na olbrzymiej
Tafli mroku i majaczącymi żółto światełkami grobów
Skrywających tyle istnień. To jest mózg miasta
Który patrzy i mówi: więcej :więcej i więcej :wciąż więcej.