Polska poezja

Wiersze po polsku



Dużo Ognia

Nie byłem stróżem ognia w moim domu JAMES JOYCE Narodzony ja przez przerwy pomiędzy palcami Przez ujścia te musiałem wypluskać wytrysnąć musiałem Tak to nie dano zaznać mi wnętrza jak miękisz albo sobole Stąd też uznanie moje mają Lary i Penaty I łaźnia co łka kiedy mnie ukoi *** Nie byłem stróżem ognia w moim domu rozrastały mnie domy nie moje i progi i w liciach miałem hotele to moje Latorośl byłem żadna bo nieuchwytna pędy nie kwitły a rozbieganie miały wród ligi miast i prądów asfaltu Dziko rosły mi biodra i pnącza wszelakie ale wysoko jak trąbki i bardzo szlachetnie tak przypływ bałtycki bursztyn wynosi na łup * Przepowiadałem sobie oddech nie długi – młodo zgaśniesz gdzie nie wiadomo między niebem a ziemią dopali cię znak – Więc nie wietrzyłem krwi za winobraniem lecz osiągałem w winie południe i przepowiedni ufałem jak ufa się psu O włosy dbałem bo w nich jest na pewno największa tkliwość a może lotos kwiat który nie znany mi wcale ale wspaniały Pojąłem się z mgły i jeszcze pojąłem że mgła nie dusi swoich lecz nosi tak żagle fenickie fenickich żeglarzy PIEŚŃ: PŁYWANIE Pamiętam dawniej wędrować po fajans po kukurydzę i inne klejnoty na wielkich barkach i biodrach wędrować do Fajans Handel pamiętam wyborne dochody dla obojga brzegów rzeki jasnej i czystej jak mój handel Sól była tania a najmilsza muzyka do obiadu kiedy soli dużo bo to jest piękna przyprawa Na plaży sjesta ma rację najwięcej tamta pamiętam gościnna szeroko i tak nam było błogosławienie we śnie A potem znów na biodrach i barkach wędrować do Fajans i pory wieczornej kiedy łupy sprawiedliwe przesypywać przesypywać między palcami PIEŚŃ: ODPŁYWANIE Ale teraz jest inaczej i czarną bieliznę należy dzieciom i koniom co ciągną wóz a tyle się kwiatów widzi jak schną jakby to jakiś Dante umierał albo ogrodnik Ja myślę że to się powinno spokojnie i w muszli odprawiać gdzie trochę gitary gdzie najwierniejsi i najwyżej trzy damy dotykają mu włosów ostatni raz On się może i nawet uśmiechać przez sen * Przez sen pisałem wiersze cierpliwie i długo dopóki rosa na ustach i dzwonek świt – wiosłować masz przez dzień który wstający – Wiosłowały biodra moje przez kurz i dzień powstające te odmęty powoli a ciężko jak słońce bóg źródło kurzu i dnia Na mile wokół roznosiłem kolana wiedząc że podróż tylko obmywa dusze i że trubadur w klasztorze to rana PIEŚŃ: ZAPROSZENIE DO PODRÓŻY Do traw miękkich jak na tratwy mnie wleczesz łagodnie Wysokość zmierzchu ci sprzyja ave lilija i twoje obiecanie Nawet żadna pochyłość dokoła tak jak stół albo tyfus że doprawdy mnie wleczesz dość bardzo łagodnie * Wiosłowałem też przez miejsca ciemniejsze przez bagna mijałem przez blachy i chłody łaźnia jest hotel ukojny nad wyraz PIEŚŃ: HYMN DO ŁAŹNI Błogosławiona bądź łaźnia-boginia kąpiel ty jesteś śródziemna malina a wodotryski twoje promieniste są jak pieszczoty wdzięku pełne czyste Błogosławiona bądź łaźnia-boginia łaska ty jesteś raj dla poganina co wybiedzony bardzo utrudzony przez najdalniejsze gwiazdy prowadzony Więc bądź dla niego i grzeczna i chrzestna umyj go uczesz ucałuj i przebacz na długą drogę daj mu siły końskie i wachlarz wodny gdy się wścieka słońce W liście do siostry tkliwie go polecaj * Nie byłem stróżem ognia w moim domu ale byłem wędrująca westalka to więcej i więcej mnie ognia paliło niż najognistsze przypadki Otaczała mnie noc nafta połyskliwa a cały byłem chodząca pochodnia a cały byłem dysk gorejący PIEŚŃ: ŚWIĘTOKRADZTWO Głowa moja kopuła wyżej położona ona jest kiść winogron tego kontynentu ona jest jedna na tysiąc niezrównana tak mówię Umiarkowani rabują światło nie kto inny oni są gnilne owoce tego kontynentu oni są jeden za drugim wicekróle tak mówię * Lato jest dobre a zima nie u wnijścia każdej zimy złej opiekun ciała truchlejąc tak śpiewał PIEŚŃ OPIEKUNA CIAŁA Tak sądzę że pory roku dyktować zgięciem przegubów to piękna wyśmienita taka umiejętność my jej nie posiadamy (wiatr może ale my nie) więc radzę: na południe wędrujmy milordzie Zima milordzie zapowiada się nienasycona nie starczy nam soków a źródło ich maja trawa i lato zginiemy milordzie już teraz giniemy więc bądź rozsądny raz jeden bądź rozsądny Buty nasze milordzie piękne dawniej buty do muzeum nie wątpię ale jakie to gniazda to są łodzie milordzie dziurawe stare łodzie co krok wpadamy w wir to wypadamy za burtę Na południe wędrujmy milordzie na południe tu nas wicher nie oszczędzi ani chrześcijaństwo oni lenno mają strzeliste architektury i sale wielkie gdzie spać nie wytrzymać bo mróz Tyle tu futra milordzie fałszywych szynszyli mnogość i po co nam mącić harmonię po co nam nie zliczyłbyś a co dopiero w ataku szału skopał i po co nam mącić dysharmonię po co nam Zima jak mówię zapowiada się niepamiętna nie starczy nam słoneczność na plecach i udach zginiemy milordzie w tych wielkich salach lodowatość a przecież możemy jeszcze dużo wędrować świętować Na południu zmontujemy dolinę milordzie małą dolinę gdzie trawa i soki boga traw i trochę winnic na zboczach niedużo i własna miłość milordzie nasza niepojęta * Kochałem jeść – rosół nade wszystko on był dla mnie zawsze złota myśl jedzenia mogłem pięć talerzy jak ten głupkowaty Kochałem jeść – słodka pora obiadowa i kolacyjna tak samo i manna śniadanna ale to były wesela tak rzadkie jak fazy księżyca PIEŚŃ: WIARA Żeby tam były delikatne delfiny jak łąki albo hamaki pomiędzy morzami to można by już zamarznąć i do śniadania jeszcze lustro gdyby przed wizerunkiem skłonić się – miły mój no to utońmy w tym śniadaniu a po śniadaniu polubim się w łąki skąd można tylko wysoko jedynie do obiadu mój miły najwyżej tylko się nie dziw za bardzo szeroko że po obiedzie kolejność kolacji tylko zachowaj zdziwienie mój miły bo oto noc prześcieradła czekają delfiny łąk hamaki mój miły możesz zamarznąć obrócić się w sen * Uczyłem się mieszkać po różnych hotelach dla państwa Ogrodnik wielka moja wdzięczność odbyłem tam wiele niezgorszych noclegów Również i tych nie potępiam miłych przez trzy dni u których gościłem przez trzy owe dni i przez trzy noce to bardzo ważniejsze PIEŚŃ: ŁÓŻKO Przyrzekam: w dzielnicach pościeli jest dobrze dla mnie przynajmniej to jest parostatek dom weselny już goście umarli cicho jest nie rzucają nożami i mój łeb też powoli wygasa u poduszek się chłodzi a kąpie pora mila jest bardzo wspaniała rzeka cielesna wie delta jej potem się dowie * Wędrowałem zawsze odkąd a dokąd i czułość tak samo a dokąd nie do mnie to ona chyba lubiła to swoje mnie-omijanie PIEŚŃ: CZUŁOŚĆ Ty się nazywać tak miękko jak orzech ciebie wymówić niekiedy przez usta i zęby nie można A zawsze myślałem i wierzę smukłość ode mnie początek szyja-tulipan i piękni złodzieje ode mnie Ty się chyba w smuklejszych naczyniach narodzić a teraz zamykasz i jeszcze każesz z mojej włóczęgi złote tło * Modliłem się nigdy a jeśli to czysto dla samej magii do siebie samego nigdy o chleb ni o daktyle lub mleko Po mojej stronie nie było nic prócz fatum a książę ten rzymski nie tyle co hojny nazywał mnie – Piękna Egzystencja PIEŚŃ: FATUM Wybuchają na mostach twoje oczy i opadają łzy i poręcze deszczem koliście do rzeki O, brzegi – dopełnienie poziome i wy dzbany na połów A kiedy wieczór się zbliża pora na hymny i sprawiedliwe łupy zdumienie głupców nie ma chrzestnych rodziców Wtedy odpadają dna u dzbanów – na drugi połów * Często wylewy wielkie niespodziewane na wszystkie moje metropolie paniczne i nie wiedziałem co czynić atoli owo lubiłem Były to sądzę wiatry spadłe z gór wielkie naloty wiatrów na morza na pogrubienie żagla a ten nie płacze Była to powiem bujność zniewalająca jak wylew trzody szeroko na wzgórza na pogubienie pasterz
a a ten nie płacze PIEŚŃ: DUŻO OGNIA I oto znowu jesteś wymodlona dostojnie gazelo na wzgórzu pomiędzy lustrami Taka jesteś dziewica na oczach że podpalasz mi brzuch dużo lepiej niż głodne tygodnie Do ciebie nie można poziomo a z różami to płoną i jeszcze spłonie Jerycho o, brzydkie uczucie zazdrości A ty lśnisz tak jak rtęć i czy mi się zdaje że ucho podnosisz powoli * Nachodziły mnie takie niespodziewania nachodziły mnie często dość bardzo i nie wiedziałem co czynić atoli nie płakałem Ale potem zapłakać zachciałem po ulgę lecz łzy jak liski małe co w norach wyjrzeć się łekna choć strzelec poszedł Często dość bardzo zapłakać zachciałem ale tak było ze nic zawsze to samo i nie wiedziałem co czynić by płakać Więc rękami płakałem to więcej żyłami świętymi rzekami i jeszcze stopami komunia to więcej PIEŚŃ: PŁAKANIE Nad górami gazela ma czoło i podróż co ja mam Nad katedrą obłok ma czoło i podróż co ja mam Nad lasami ogień ma czoło i podróż co ja mam Mam ciebie przy boku jak w boku nóż i tak cię obnoszę: po górach katedrach i lasach * Mówię do siebie ciągle: dużo płakałem dużo kampanie ognia mnie gnały chłonąłem wszystko jak tyfus mówię do siebie Niekiedy spocząć marzyłem dosyć już basta ale nie dla mnie muza krużganków i syta nietyfusowa muza pod lipą krużganka PIEŚŃ: TRZYNAŚCIE LINIJEK Odchodzę a patrzę jak powracam już a powracam cię z lasów bukolicznych wokół z posłania z paproci posłanie co noc z oddechu i nozdrzy ze stoisk żywicy jaka biała i dumna powitalna twa suknia i z morza falicznie bo takie jest morze z pogody i statków a z burzy jest tratwa i z wody słodkiej modlenie o deszcz jaka biała i dumna powitalna twa suknia i z nieba tam klangor tych żurawi układność dostojność odlotu a mnie to powracać jak jest na początku tak było i teraz i z fioła mojego samego no cóż * We fiole pisałem wiersze cierpliwie i długo a sam byłem środek fioła złoto wiersza ale czy można inaczej wygoić siebie Czy można inaczej dorosnąć niż umiłowaniem umiłowaniem dali i chwili świeżej co krok a która nie jest padlina w sypialni i willach Czy można inaczej uprawiać kult niż stopy swojej ta jest kadzidło i mirra i ją całować uprawiać żeby nieskazitelna czy można jeszcze inaczej odkupić siebie PIEŚŃ: ODKUPIENIE Ode mnie już nawet najdalsze siostry powietrzne uciekają dalej choć oddalone o niebo wielkie to niebo i tylko jego brzegi nas stykają i chmury wędrujące od brzegu do brzegu te chmury ale czy to może być źle czy to nie jest liturgia pięknie gasnąca bo wysłuchane wszystko twoje i męstwo i drugie męstwo które jest czułość i wypełnione leje samo-ufności twojej aż nadto ale czy to może być źle czy to nie są znaki powoli wiodące spacer już teraz do białych zagubin bo wysłuchane amen twoje i wszystko i drugie wszystko które jest zemsta więc czy to może być źle * Dusza i ciało dymne jest wszystko ale najmilsze jest rośniecie tak mówię oprócz rośnięcia co jest świeżość tak pytam Tak rosnąć źdźbło i korzeń i ścieżka Nowe Lidie i ścieżka i źdźbło oprócz rośnięcia co jest boskość tak pytam Nie byłem stróżem ognia w moim domu nie składałem ja wizyt pannom sklepowym ale stroiłem się w rośniecie jak w trąd O, przędza kobiety przędza zawistna jest ona w kokony przytulne zatoki i jedwab i już malejesz już pieszczotliwość cię gubi O, strzeż się hotelów kobiecych wystrzegaj one ułożą ciebie i siebie na kształt zapomnienia ale to przecież za mało choć dużo tak bardzo O, zasadź trochę niepokoju i odejdź życie sypialni przez to bogatsze i pani i twoje tak samo życie odchodzące PIEŚŃ: EPIDEMIA O, zachować ty możesz od wojny zachować mnie i małżeństwa skąd wojenki ale wojny groźne też a daj pomieszkać w twoich urodzajach epidemio mlekiem i miodem słynąca tak mówię jakbym tam był co najmniej raz już tam był że daj pomieszkać na powrót O, dać pomieszkać ty możesz od kuli zachować mnie i pierścionka skąd wojenki ale kule groźne też a daj zachować moje urodzaje epidemio * O śmierci wiedziałem i nie zapominałem dlatego śmiałem się czysto przestronnie i całym sercem prędko jeszcze bijącym W tych grach nie byłem nigdy początkujący wiedząc o śmierci że jest więc ja też i to nie była gra bo dla dziecięcia powaga Takim moim dzieckiem było też zamyślenie kołowanie nad czymś jak kondor kołowanie nad tym co niby widne ale nie tak bardzo Może to było rozmyślać umarłych przedziwnie jak to jest że ich nie ma niewątpliwość a byli a są czym teraz czym a byli narcyze To jak oni w ostatniej godzinie się dziwili jak ujmowali ostatni widok rozległość ogrodu posępnie byli zaczekani czy raczej swobodność u nich Dla kogo oni teraz należą i kto z nimi przedtem to właściciele sami sobie i różnie ale teraz spadkobierca po nich jaki on jest PIEŚŃ: DZIECIĘCIA POWAGA Przywołuję cię plaga i szarańcza jeśli dotkniesz mnie darem przestrzeni który mam na pewno ten dar i on nie tyle drzemie co pragnie jak ty pola chlebowe tresować widziałem raz kiedyś w dzieciństwie i widzę i pochyliłem swój hołd nie mogłem wystawać co za gładkość stodoły po tobie nic i ta maść po tobie ale w skrytości ja jestem dumniejszy wiele i pragnę dorównać znaczy pragnę przewyższyć i ścigam ciebie ślad twój wyraźny od tylu nocy że jedna może mi da trafić i zabić ciebie nie będąc będzie już tkliwość która jest we mnie na pewno ten dar i on nie tyle drzemie co pragnie podziemia rozpostrzec na łąki przestrzenie a ja będę namiot zasadzony początek inicjał * * * Bo skąd by mnie odnaleźć róża wiatrów gdyby nie wstydliwość epopei nieskalana dla której zdobyłem krainy takie że tylko wyrodność moja odnaleźć krainy takie że tylko stopa moja nieludzka wyszukać w górach tak szczelnych okna szczupłe ale jednak przełęcze taka wąskość że tylko łuk mój zwycięży wyszukać przełęcze takie że tylko ucho moje promień prześliznąć a potem zakwitnąć w słońce opowieść dla epopei słuchanie niezmierzone takie że już mnie róża wiatrów nie ominąć PIEŚŃ: PRZEDOSTATNIA Wiem choć może wiem wspaniale żyć będę młodo tak już wiem to przedtem raz jeszcze wolałbym obrócić się dookoła nie w proch a dookoła są prochy i one mnie mają i śnieg mnie sypie który nie mąka ani worek róż jest żaden więc czym więc dookoła są prochy opadające na moją głowę wędrują wzwyż cicho i ładnie i jakby opadał śnieg Tak na mnie przyszło osypywanie i to jest podróż z ostatnich ja wiem więc przedtem raz jeszcze wolałbym podróżować miłośnie nie w proch a miłosne są prochy i one mnie mają i inni mnie kaleczą którzy nie róże ani piękne i wierne zwierzęta są więc czym więc miłosne są prochy mówiące – błogosławiony między nami ten młody tylko jego brakowało nam do uroczego towarzystwa – Czy tylko po to czy tylko po to jedynie pielęgnuję ogród serca i drogi noszę jak stopy wędrując i płacząc ale za to nie gnijąc wędrując i płacząc ale za to nie gnijąc choć ziemia wysysa mi pięty ale za to nie gnijąc? USPOKOJENIE Wydarzyła mi uspokojenie ta chwila i kamień odwalić od tajemnic i kamień odwalony ucałować i zajrzeć w jaskinie moje tajemnice Cicho jest niepomiernie i mężność w domostwach moich kościach w krąg obiegły mnie dziwne zwierzęta tańce wolne odprawiać radosność Nieprzebrana jest chwila wiersza łaska którą mi skinąć bym w sobie popadł i tam ujrzanym więcej nie płakał i podziękował weselnym raz płakaniem i wyszedłem na łąki 1959


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 2,50 out of 5)

Wiersz Dużo Ognia - Edward Stachura