Polska poezja

Wiersze po polsku



Opowieść Andrzejka

O Andrzejku opowiedział mi Koniecpolski. Znał jego matkę. Czuje się
trochę za Andrzejka odpowiedzialny. Zawsze go odwiedza. Czasami daje
pieniądze.
Andrzejek ma czterdzieści lat i jest analfabetą. Nikt nie nauczył go ani
czytać ani pisać. Andrzejek stworzył sobie własny świat. Mądrzejszy niż
nasze światy.
Na piecu stał garnek z zupą kartoflaną, która zaczęła już skwierczeć od
gorąca. Irenka posmakowała, czy nie trzeba dosypać soli i poczuła, że to
już. Spokojnie powiedziała do męża:
‚Zawołaj akuszerkę, to chyba już.’
Mąż Irenki wybiegł nie zakładając nawet butów. Irenka odsunęła zupę z
ognia. Kot leniwie ocierał się o jej nogi. Usiadła. Akuszerka przybiegła
natychmiast.
Bóle były coraz silniejsze. Irenka rodziła dwa dni. Mąż Irenki, klęcząc
przed cudownym obrazem, modlił się o szczęśliwe rozwiązanie.
‚Ona taka słaba, Panie. Pomóż jej.’ Kobiety w miasteczku uradziły, że
trzeba iść do Bernadki-Dziewicy, co jak za młodu obiecała, że nikomu
swojego kwiatu nie odda, tak pięćdziesiąt lat go pilnuje. Modliły się u niej,
mówiły różaniec. Tak zatraciły się w swoich modlitwach, że już nie
wiedziały, czy modlą się o Bożą pomoc, czy za Irenki duszę.
I krzyczał ktoś: ‚Syn! Syna powiła!’ Babom kamień spadł z serca. Jedna
tylko Bernadka czuła, że źle.
‚A Irenka?’ – zapytała ostatkiem sił.
‚A co ma być z Irenką?! Śpi. Zmęczona przecie.’
Teraz baby zaczęły modlić się dziękczynnie. Chwała Panu w Niebiesiech.
Tak przyszedł na świat Andrzejek. I rósł szybko, i wesoły był. Tylko
Irenka coraz częściej chorowała, aż zapadła na suchoty. Kiedy pomarła
Andrzejek skończył lat sześć.
Nie rozumiał dlaczego mama tak leży nieruchomo i świece dokoła.
Podchodził i dotykał delikatnie jej dłoni, jej policzków. Mama nie
reagowała. Nie budziła się.
Mąż Irenki wieczorem zabrał chłopca na pole.
‚Widzisz, ta najjaśniejsza gwiazda to mama.’ Tłumaczył chłopcu z naiwną
wiarą w swoje słowa. Tak mocno chciał wierzyć, że ma rację, że Irenka
patrzy na nich. Rozrywało go od środka. Bolało. Było ciemno, więc
Andrzejek nie dojrzał łez.
Andrzejek tak nie chciał. Chciał mieć mamę blisko, chciał się przytulać.
‚Mama będzie zawsze z nami. Z tobą i ze mną. A jutro oddamy mamy
ciało Ziemi, tak by dłużej nie więziło duszy, a wtedy świecić będzie jeszcze
mocniej, będzie… najpiękniejsza.’
Andrzejek rzucił się na trumnę. Nie mógł krzyczeć. Coś zamknęło go w
sobie. Mąż Irenki wziął go na ręce, tulił. I siebie tulił Andrzejkiem.
Nocą Andrzejek uciekł z domu. Biegł polami na cmentarz. Wilki wyły. A on
biegł do swojej mamy, próbował rozkopać rękami grób. Zasnął zmęczony.
I śniło mu się pięknie. Mama w swoim czerwonym fartuchu stała nad
kuchennym piecem, mieszała w garnku, sypała zioła. ‚No, spróbuj’ Mówiła
dmuchając w jego łyżeczkę.
Rano znalazł go organista, zaniósł do domu Irenki. Chłopiec miał
gorączkę. Majaczył. Wzywał Matkę.
Po tygodniu znów spał na cmentarzu. Uciekał regularnie. Ojciec pił.
Przestał go pilnować. Przyszły mrozy. Ziemia nie dawała się rozkuć.
Andrzejek walczył zajadle z grudami. Bez skutku. Nieprzytomnego zabrało
pogotowie. Okazało się, że Andrzejek odmroził prawą dłoń.
Kolejne lata to jedno wielkie udręczenie. Andrzejek stale ucieka przed
ojcem. Śpi w drewutni. Nikogo to tak naprawdę nie obchodzi. Każdy
zastanawia się ile wart może być świat Andrzejka. W ostatecznym
rozrachunku wychodzi, że naprawdę niewiele. Bo Andrzejek ani rozmowny
nie jest, ani pisać nie umie, ani w pole się nie nadaje. A wyobraźnia?
Kogo obchodziła wyobraźnia Andrzejka? Uradzili, że najlepiej Andrzejka
gdzieś oddać, tam będzie miał lepiej. Tam będzie mu łatwiej. Oczywiście
takie są ich argumenty. Czy na pewno będzie mu łatwiej bez kota,
którego lubił trzymać na kolanach, bez pól porośniętych zbożem, bez
lasu. Dom opieki w mieście. Tylko tyle wart jest świat Andrzejka. I mówili
do Andrzejka: ‚Tam będzie ci dobrze. Tam naprawdę będziesz miał
dobrze.’ A on nie czuł, że ma tam dobrze. Uciekał do różnych ciotek. ‚Ja
tam nie chcę. Nie umiem!’ Krzyczał Andrzejek, bo był znerwicowany,
porywczy. ‚Andrzejku, nie bądź niewdzięczny… Tyle dobrego dla ciebie
zrobiliśmy wszyscy. Przyzwyczaisz się i jeszcze będziesz nam za to
dziękował. Teraz jesteś rozgoryczony, ale sam zrozumiesz.’ Nigdy nie
zrozumiał. ‚Głupie ciotki. Same niech tam pójdą, stare jędze.’ Nikt nie
znał świata Andrzejka. Nikt nie znał jego myśli. Nikt nie wiedział, że to
artysta, że poeta. Andrzejek wszystko bardzo głęboko przeżywał. Był
niesłychanie wrażliwy. Czuł całym sobą. Czuł drzewa – które były jego
najwierniejszymi przyjaciółmi. I z nimi rozmawiał. Tulił się do kory i dawał
jej swoje ciepło. Ocierał się o drzewa. Przeżywał chwile uniesienia. Leczył
chore drzewa, a kiedy był chory drzewa oddawały mu swoje życie. I w ten
sposób tworzył, choć nigdy niczego nie namalował, nigdy niczego nie
napisał. Tworzył w sobie i poprzez siebie. Andrzejek stwarzał świat.
Andrzejek określał świat.
Musiałem przerwać pisanie. Za słaby jestem na życie Andrzejka. Też
miałem kogoś takiego w rodzinie. Teraz to wróciło. Mój Andrzejek
przysyłał listy z domów opieki: „Rodzino. Przyślijcie choć parę złotych na
papierosy. Ciekaw jestem jak wasze zdrowie – czy Ciotka nie choruje. A
pozdrówcie ode mnie Wujka, może przyśle mi chociaż na te papierosy.
Koniecznie go pozdrówcie. Mnie tu dobrze. Wszystko jest, tylko na
papierosy brakuje. Może być chociaż dziesięć tysięcy, to mi ktoś kupi. Z
Bogiem.”
Ilu jest takich Andrzejków, ile będzie? Dlaczego to ich Pan sobie ukochał i
zesłał im krzyż. Bo jak mawiała moja Babcia: Pan zsyła krzyż tym,
których kocha.
Tu stawiam kropkę. To koniec opowieści Andrzejka. Nikt nie chciał
krzyżować z nim swoich dróg. Nikt. Ja też.


1 Star2 Stars3 Stars4 Stars5 Stars (2 votes, average: 4,00 out of 5)

Wiersz Opowieść Andrzejka - Grzela Remigiusz
 »