Stary wariat
Stary wariat, głuszec, ślepiec,
Ubrał się w kobiecy czepiec
I dla śmiechu, i dla hecy
Worek piasku wziął na plecy.
Idzie ścieżką stromą, wąską,
Podpierając się gałązką,
A gałązka gnie się, gnie się,
Nie stworzona na przyciesie.
Idzie mchami, depce osty,
Sypie drogi, stawia mosty,
Jak, hen, długo, jak szeroko,
Aż tam gdzieś za Morskie Oko.
To wpatruje się przed siebie,
To znów gapi się po niebie,
Ze zdumieniem się rozgląda,
Gdy zobaczy tam wielbłąda.
Lub gdy ujrzy, jak od owiec
Roi chmurny się manowiec,
Lub jak piętrzą się obłoki
W jakiś biały tum wysoki.
Czas nieładny, czas jest brzydki:
To go chwyci pies za łydki,
To niesforne jakieś chłopię
Głupia nóżką w brzuch go kopie.
„Dziecię miłe, dziecię lube!
Nie czyhajże na mą zgubę,
Widzisz przecie, ze świat nowy
Wytryskuje z mojej głowy”.
Tak się prosi, tak się żali
I znów idzie sobie dalej,
Ale potem, na wpół drogi,
Zbuntowały mu się nogi.
Opuściły go już moce,
Spoczął sobie na opoce
Myśląc, że to gleba czarna,
I rozsypał piasku ziarna.
„Hej, ho, dziwo! hej, ho, dziwo!
Piękne będzie z tego żniwo,
Niech mi tylko Bóg pomaga,
Sam je sprzątnę, ja – Misiaga.
Jestem zdrowy, jestem krzepki,
Choć mi braknie piątej klepki,
Tak przynajmniej rozpowiada
Śmieszna ludzkich kpów gromada”